Klub Czytelniczy "Nad Lipą" poleca
Katarzyna Bonda Florystka, Chorzów : Videograf, 2012.
Jest to pierwsza książka autorki, którą przeczytałam. Kto zna wcześniejsze jej pozycje, wie jaki to rodzaj literatury i na pewno
po "Florystkę" sięgnie bez wahania, a tym, którzy jeszcze się wahają serdecznie polecam tę powieść.
Kanwą fabuły "Florystki" jest tajemnica, mrok, tragiczne zdarzenia, błądzenie po nierealnym ogrodzie...
Ginie 9-letnia dziewczynka Zosia, zamordowany zostaje także niewiele od niej starszy Amadeusz, syn tytułowej bohaterki.
W płonącej windzie traci życie młoda dziewczyna.
To są fakty, ale nic nie jest tak, jak się od początku wydaje. Wyjaśnianiem okoliczności śmierci, tworzeniem
portretów psychologicznych domniemanych sprawców zbrodni zajmuje się były policjant, a obecnie tzw. profiler i młoda psycholog,
kandydatka na podobne stanowisko.
Autorka jednocześnie prowadzi nas przez kilka wątków, z których każdy mógłby być osobną minipowieścią.
Poznajemy atmosferę pracy w komendzie policji, wzajemnych animozji i układów pomiędzy funkcjonariuszami i ich zwierzchnikami.
Zupełnie oddzielnym wątkiem jest muzyka - nauka gry na harfie, odkrywanie i szlifowanie talentów, rola nauczycieli
i bardzo ważna dla akcji postać cenionej harfistki, kobiety pozostającej w niezwykle skomplikowanej relacji z główną bohaterką.
Poruszające są opisy psychicznych przeżyć naszej protagonistki, związanych z żałobą po zamordowanym dziecku,
jej fantazje o tajemniczym ogrodzie, w którym czeka na nią ukochany syn.
Mamy też wątek romski, wątek o ochronie wilków, wątek choroby psychicznej. Wreszcie mamy miłość tragiczną,
miłość po przejściach, miłość zaborczą.
Przez 600 stron książki jak w kalejdoskopie przesuwają się postacie, miejsca, wydarzenia nie pozwalające na nudę,
wymagające skupienia aby nie przegapić czegoś istotnego dla wyjaśnienia morderstw. Zarówno główni bohaterowie,
jak i ci tworzący tło są nam przedstawieni z niezwykłą dokładnością, niemal czujemy obok siebie ich obecność.
Ale najważniejsza jest stworzona przez autorkę atmosfera, w której sprawy realne i te z marzeń,
snów i fantazji przenikają się i powodują, że od książki trudno się oderwać.
Danuta Chrapkiewicz Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Małgorzata Kalicińska Lilka , Poznań, Zysk, [2012]
Małgorzata Kalicińska, autorka powieści, Lilka w oparciu o historię życia bohaterki porusza tematy, które ściśle związane są z życiem
każdego człowieka. Każdy z nas kiedyś doświadczył miłości, rozstania czy też śmierci bliskiej osoby...
Bohaterka powieści Marianna przeżywa szereg zaskakujących perypetii, którym musi stawić czoła. Jednak mimo trudności
kształtuje to jej charakter i zmienia stosunek do otoczenia, rodziny, a szczególnie do nielubianej siostry.
Z kart tej obszernej opowieści dowiadujemy się jak ważna dla każdego człowieka jest rodzina, potrzeba bliskości
drugiej osoby, zrozumienie i wsparcie w trudnych etapach życia. Tylko wówczas można przetrwać tragiczne zdarzenia,
pokonać rozpacz, niechęć do dalszej egzystencji, podnieść się z traumy i podjąć działanie, aby mimo wszystko powtórnie
ułożyć swoje życie. Takie ukazanie tematu jest ważne, bo aktualnie społeczeństwo zamyka się we własnych ścianach
z telewizorem, komórką i Internetem, zaniedbując kontakty osobiste i narażając się na przykrą samotność w przyszłości.
Dodam, że akcja Lilki jest umieszczona w kilkudziesięciu latach naszej powojennej historii, dlatego czytelnik
z rocznika zbliżonego do wieku bohaterki może porównać swoje przeżycia i odczucia z tego okresu z tymi,
których doświadczyła bohaterka powieści.
Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Stanisław Barańczak Wiersze zebrane, Kraków, Wydawnictwo a5, 2006
"Wiersze zebrane" Stanisława Barańczaka to poetycka kronika polskiego absurdu, jak również próba zajęcia
stanowiska wobec prawd etycznych i myśli wielkich filozofów.
Wybitny twórca nowej fali zasłynął nie tylko z wierszy. Bardzo cenny jest także jego dorobek w zakresie tłumaczeń na język polski
dzieł wielu zagranicznych poetów, a zwłaszcza dramatów Szekspira.
W jego dorobku jest również wiele tekstów piosenek, w tym cały cykl wierszy do muzyki Franciszka Szuberta.
Wiersze młodzieńcze umieszczone w tomiku "Korekta twarzy" nie porwały mnie ale zaciekawiły
na tyle, że dotarłam do kolejnych części; "Jednym tchem" i "Dziennik poranny", gdzie znalazłam trochę liryki,
analizę występujących w życiu sprzeczności, a także pytań o jego sens w wierszu "Na jedną kartę".
Odnalazłam tam też niezwykle przejmujący wiersz pt. "Pajęczyna".
Zachwycił mnie zbiór "Sztuczne oddychanie", którego głównym bohaterem jest NN czyli
człowiek nieznany – zagubiony, sam siebie nie umiejący nazwać i ocenić, samotny, ponieważ nie może
dać poznać siebie innym ludziom. W jednym z wierszy bohater próbując się modlić nazywa z rozpaczy Boga ojcem
"niemym" i "nieobecnym", jednak w ostatniej zwrotce tego utworu w efekcie wykonuje woltę, żarliwie wyznając swoją wiarę.
W całym cyklu dotyczącym NN, opisana została nieprzewidywalność zdarzeń, strach i beznadzieja życia
w latach 1944-1984. Wiersz "NN czyta czasopisma ilustrowane" zwraca uwagę na fakt egzystencji w czasach
odwróconego sensu słów, ponieważ żyjąc w "Kraju Rad", faktycznie żyjemy w "Raju krat".
W zbiorze tym, znajdziemy utrzymany w kpiarskim tonie przegląd prasy i wiersz "Piosenka zza lewej ściany",
oddający dramaturgię zdarzeń w Katyniu i innych obozach, będący równocześnie hołdem dla
pomordowanych. Kilka stron dalej czytamy wiersz zatytułowany "Piosenka zza prawej ściany", będący
przestrogą ówcześnie ale nie tracący na aktualności również dzisiaj. Jego sedno tkwi w wersie "w miękkiej wolności wacie i tak nic nie zdziałacie".
W latach 1975-1984 powstaje zbiór wierszy dedykowany matce żonie i synowi pod tytułem
"Ja wiem że to niesłuszne" i w podobnym tonie utrzymany "Tryptyk z betonu i zmęczenia".
W twórczości Barańczaka budzi zachwyt różnorodność tematyki z uwzględnieniem ważnych względów społecznych
i osobistych odczuć z tym związanych.
Czasy aktywnego działania w Solidarności znalazły odbicie w cyklu "Atlantyda", z którego pochodzi
przejmujący wiersz "Przywracanie porządku", dotyczący stanu wojennego w Polsce. W 1981 roku poeta opuszcza
kraj i podejmuje pracę wykładowcy na Uniwersytecie Harvarda w USA. To czas jego działalności w polonijnych
wydawnictwach literackich i zbiorku zatytułowanego "Small Talk", nostalgicznego wyznania braku możliwości
autentycznego porozumienia przybysza z innego kraju mimo znajomości języka. Pisząc o tej poezji nie sposób
nie wspomnieć o wierszach takich jak "Południe" czy "Alba lodówkowa" z graficznym układem tekstu,
pięknych lirykach np. "Płakała w nocy" i całym szeregu tekstów z poczuciem humoru
charakterystycznym dla poety. Wydanie kończy
zbiór esejów zatytułowany "Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej". Szczerze zachęcam do zapoznania
się z tą mistrzowską poezją.
Urszula Rąpała Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
M. Mazzucco Vita, Warszawa, Wydawnictwo W.A.B, 2008
Autorka opisuje dzieje dwunastoletniego włoskiego chłopca Diamante i dziewięcioletniej dziewczynki
o imieniu Vita, którzy w 1903 r. z grupą włoskich emigrantów przybyli do Nowego Jorku w poszukiwaniu
łatwiejszego życia.
Życie tych dwojga dzieci przepełnione zostało niesamowitą nędzą, różnego rodzaju okrucieństwami,
które autorka opisuje na podstawie dokumentów archiwalnych i spostrzeżeń dokonanych w czasie krótkiego pobytu w Stanach.
Podczas tej wizyty dowiedziała się również o smutnym losie włoskich emigrantów, którzy stanowili
najbiedniejszą mniejszość narodową. W dodatku mniejszość najbardziej niepożądaną, która stanowi
zagrożenie dla pozostałych mieszkańców Stanów.
Tymczasem nasz bohater Diamante ciągle poszukuje pracy. Przeszkodą w znalezieniu jej jest jego
młody wiek i wynędzniały wygląd. W końcu zostaje gazeciarzem, pracuje do późnych godzin nocnych,
"wykrzykuje" płuca, a zarabia bardzo mało. Problem w tym, że w większości przypadków przechodnie
nie umieją czytać, więc gazet nie kupują. W dodatku Diamante musi znosić obelgi, przezwiska i upokorzenia
z racji swego pochodzenia.
Zdesperowana młodzież włoska, obdarta, głodna, bez pracy, prowadzi chuligański tryb życia.
Napady, bójki, morderstwa są na porządku dziennym. Brutalna obojętność na cierpienia drugiego człowieka,
szantaż, wymuszanie pieniędzy pod groźbą śmierci, kradzieże towarzyszą emigrantom włoskim na co dzień.
Wiele musiał znieść dwunastoletni Diamante. Był świadkiem zabójstw, a wszyscy zamordowani
nosili włoskie nazwiska. Praca ponad siły najpierw w zakładzie pogrzebowym, potem przy rozbudowie kolei
powodują u chłopca chorobę nerek.
Vita również nie miała łatwego życia. Nie chodziła do szkoły, ale była bardzo przedsiębiorcza i bystra.
Pracowała ciężko, by po latach otworzyć własną restaurację. Mimo że życie nie szczędziło jej cierpień,
osiągnęła sukces finansowy. Po latach powróciła do Włoch.
Czy młodzieńcza miłość Diamante i Vity miała szanse przetrwać? Jak potoczyły się losy pozostałych
bohaterów powieści M. Mazzucco? Odpowiedzi na te pytania dostarczy nam lektura książki.
Zachęcam do czytania.
Maria Belczyk Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
K. Mirecka-Ploss Kobieta, która widziała za dużo, Warszawa, Świat Książki, 2012
Wydarzenia opisane przez osobę, która ich doświadczyła, pokazują jak fascynującą
i niezwykła postacią jest autorka. Prostolinijna, bezkompromisowa i odważna, nie potrafiła pogodzić się z niesprawiedliwym, była tego pewna, wyrokiem sądu uniewinniającym zleceniodawcę mordu dwojga młodych ludzi. Nie dała się zastraszyć i z uporem dążyła do wznowienia procesu, w którym winni zostali ukarani. Prokurator, prowadzący dotychczas sprawę morderstwa, który w sposób niezrozumiały chronił winnego, wskutek działańautorki stracił posadę. W swym dociekaniu do prawdy, miała więc przeciwko sobie zarówno przestępcę jak i organa powołane do zwalczania przestępczości.
Powieść posiada ponadto szereg dygresji dotyczących wydarzeń z bogatego życia autorki,
a dotyczących okupacji hitlerowskiej, a także czasów powojennych. Wszystko czego dowiadujemy się o autorce,
składa się na biografię tak bogatą w wydarzenia i niebanalną, że z powodzeniem Kaja Ploss mogłaby obdzielić nią kilka osób.
Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Mary Ann Shaffer, Annie Barrows Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek, Warszawa, Świat Książki, 2010.
Czy można znaleźć dłuższy tytuł? Do tego dwie autorki: Mary Ann Shaffer i jej siostrzenica Annie Barrows.
I jeszcze wszystko opisane w formie korespondencji pomiędzy bohaterami książki.
Początek trochę zniechęcający – obce imiona i nazwiska mylą się, ale akcja zaczyna być ciekawa.
Młoda pisarka próbująca się odnaleźć w Londynie w powojennej rzeczywistości 1946 r. otrzymuje list z maleńkiej
wysepki Guersney. Od nieznanego mężczyzny, który kupił w antykwariacie książkę będącą kiedyś jej własnością.
Rozpoczyna się między nimi wymiana listów, dzięki czemu dowiadujemy się, jak powstało Stowarzyszenie,
co działo się w ciągu 5 lat wojny na maleńkiej wysepce normandzkiej zajętej przez Niemców. I poznajemy mieszkańców,
którzy włączają się do korespondencji.
W okresie wojny, po zajęciu jej przez Niemców, wysepka została zupełnie odcięta od świata. Niemcy nie pozwalali słuchać radia,
panował głód. Ale mieszkańcy starali się odnaleźć w tych okrutnych warunkach. Pomagali sobie wzajemnie,
a ucieczkę od rzeczywistości znajdowali w czytaniu książek.
Poznajemy tragiczne losy pięknej Elizabeth, która zginęła w obozie za ukrywanie uciekiniera z obozu pracy,
wysiłki jej przyjaciół w opiece nad malutką córeczką, która pozostała na wyspie, przeżycia pana Dawseya, ukrywającego uczucie do pisarki,
dzięki któremu nasza główna bohaterka, Juliet, znalazła się na wyspie i umożliwiła nam przyjrzenie się wspaniałym,
bohaterskim, ale skromnym mieszkańcom. Postacie są opisywane z życzliwością i humorem, choć trafiają się tam i wredne typy.
Juliet zachwyca podejściem do życia pomimo przeżyć wojennych – zbombardowano jej dom,
straciła ukochane książki.
Nie chciałabym streszczać książki,gdyż poznawanie poszczególnych bohaterów, wydarzeń jest niezwykle wciągające
i tylko mocno zachęcam do przeczytania wszystkich listów.
Żal,że nie dowiemy się o dalszych losach Juliet – autorka zmarła w 2008 r., a książkę dokończyła Annie Barrows, dla której była ciocią.
Obecnie wysepka Guersney liczy ok. 70.000 mieszkańców, z lotu ptaka przypomina orła w locie, a liczne bunkry przypominają
o ciężkich wojennych latach.
Danuta Chrapkiewicz Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Hanna Kowalewska Inna wersja życia, Poznań, Zysk i S-ka, 2010.
Książka Hanny Kowalewskiej Inna wersja życia w pierwszej chwili wydaje się nie bardzo zrozumiała dla osoby,
która nie czytała wcześniejszych książek z cyklu o Zawrociu. Po kilkunastu stronach obraz zaczyna się rozjaśniać,
a główna bohaterka – Matylda zaczyna wzbudzać zainteresowanie czytelnika. W powieści przenikają się dwa wątki:
przeszłość i teraźniejszość. Czas przeszły to dzieciństwo Matyldy, które od śmierci ukochanego ojca nie było ani łatwe ani dobre.
Powtórne zamążpójście matki za mężczyznę, który przyczynił się do śmierci ojca. Wreszcie przyrodnia siostra Paula, samolubna,
zazdrosna i egoistycznie wychowana osóbka. Matka uzależniona całkowicie od ojczyma wykazuje dużą bezradność wobec
wielu poważnych spraw. Czas teraźniejszy to poszukiwanie miłości. Matylda, kobieta współczesna, dobrze wykształcona,
atrakcyjna i dojrzała, finansowo niezależna. Wielu mężczyzn ją zraniło, lecz ona nadal szuka wielkiego uczucia.
To co spaja te dwa wątki to Zawrocie – posiadłość rodzinna, której Matylda stała się spadkobierczynią.
W dzieciństwie bohaterka spędziła tam szczęśliwe chwile, obecnie odtwarza wiele zdarzeń z tamtych lat.
Zawrocie to urokliwe i magiczne miejsce dla Matyldy i jej rodziny. Babcia, która była właścicielką tegoż domostwa,
a może i całej miejscowości, nie umarła, bo jej dobry duch cały czas czuwa nad Zawrociem i Matyldą.
Czytając tę książkę jesteśmy zauroczeni jej dobrym stylem i językiem. Inna wersja życia to książka o miłości,
szukaniu porozumienia i wybaczaniu.
Maria Przyszlak Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Zygmunt Miłoszewski Ziarno prawdy, Warszawa, W.A.B., 2011
Akcja tej współczesnej powieści kryminalnej toczy się w Sandomierzu w 2009 roku.
Autor umiejscowił wydarzenia w obrębie tzw. starego miasta, w budynkach i na ulicach w okolicy rynku,
w sandomierskiej katedrze i w podziemiach częściowo udostępnionych turystom.
Piękno tego miasta nad Wisłą ukazane jest jednak dopiero w ostatnim rozdziale, co można wytłumaczyć tym,
iż główny bohater powieści, zaabsorbowany dochodzeniem prokurator Teodor Szacki, nie miał czasu ani też nastroju
do podziwiania miasta.
Kiedy zakończył działania prokuratorskie i wykrył sprawcę brutalnych morderstw, odetchnął "pełną piersią"
i skierował uwagę na panoramę miasta, do którego przybył z Warszawy.
Postać głównego bohatera, prokuratora Teodora Szackiego, wzbudza wiele kontrowersji.
Obowiązki zawodowe wypełnia z dużym zaangażowaniem, zyskuje uznanie mieszkańców miasta
za postawę nieugiętego stróża prawa i deklarację wykrycia sprawcy mordów. Dziennikarzom zaprezentował się jako
bezkompromisowy urzędnik prokuratury, świetnie radzący sobie z natarczywością mediów.
Życie prywatne pana prokuratora bogate jest w tzw. przygody miłosne, bez angażowania się uczuciowego,
bez poczucia odpowiedzialności za poznaną kobietę, na co wskazuje "związek" z Klarą. W małym mieście nawet życie prywatne
osób pełniących funkcje społeczne poddane jest ciągłej obserwacji i ocenie a ta rzutuje na ocenę urzędu.
W tym świetle postawa moralna prokuratora Szackiego nie jest wzorowa.
Prowadzone śledztwo, a w szczególności rozmowy z poznanymi osobami, np. z Andrzejem Szottem, wzbogaciło
Szackiego wewnętrznie, zdobył doświadczenie zawodowe, które niewątpliwie wykorzysta w dalszej pracy,
być może uporządkuje swe życie uczuciowe. Krytycznie ocenia swą postawę wobec rodziny: on jedną swoją rodzinę zniszczył,
na drugą był już za stary.
Autor powieści tak stworzył tę postać, iż nie wzbudza ona sympatii czytelnika. Prokurator zbyt często używa
wulgarnych wyrażeń, analizuje swoje przygody erotyczne krótko i dosadnie.
Powieść budzi tzw. "demony przeszłości" tj. konflikt na tle antysemityzmu. Jeżeli założymy,
iż pisarz chciał zwalczyć pewne postawy Polaków, to dotknął nazbyt czułego punktu i "wstydliwego" epizodu z dziejów Sandomierza.
Cel wzniosły – ujawnienie prawdy o stosunkach polsko-żydowskich w pierwszych latach po wyzwoleniu został osiągnięty
w niewielkim zakresie. Prokurator ujawnił zaledwie "ziarno prawdy".
Aleksander Szary Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Janusz Majewski Mała Matura, Warszawa, Marginesy, 2010
Powieść Janusza Majewskiego pt. Mała Matura jest powrotem narratora do czasu dzieciństwa i młodości.
Wydarzenia z lat 1935-1945 opisane zostały z perspektywy około 70 lat. Pamięć młodego chłopca zapisała
wybiórczo pewne zdarzenia, później w wieku dorosłym część z nich została uznana za decydującą dla duchowego rozwoju
bohatera powieści. Kilkuletni Ludwik przedstawia swe szczęśliwe dzieciństwo we Lwowie, następnie tragiczne wydarzenia
z września 1939, represje Rosjan i wyjazd w okolice Przeworska. Ucieczka z Lwowa i tułaczka wojenna zakończyła się w Krakowie,
gdzie czternastoletni chłopiec poznaje nową rzeczywistość polityczną. Niełatwo przychodzi mu wejść w grono kolegów gimnazjalnych,
a później żyć w mieście rządzonym przez nową władzę ludową. Zdaje podwójny egzamin dojrzałości:
małą maturę w gimnazjum i egzamin z postawy życiowej. Przeżycia, których doświadczył i osoby, które poznał,
wpłynęły na ukształtowanie się szlachetnego charakteru, wolnego od uległości losowi i wobec nieakceptowanej władzy.
Powieść zachwyca wiarygodnością opowieści, barwnym opisem przedwojennego Lwowa
i trafnym wyborem wydarzeń godnych opisania. Wielu czytelników starszego pokolenia odnajduje w tej powieści własne losy,
a młodzież poznaje, jak przebiegał czas próby honoru i charakteru ich dziadków.
Aleksander Szary Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Marika Krajniewska Za zakrętem, Warszawa, Papierowy Motyl, 2010
Powieść Za zakrętem jest bliska tym, którzy przeżyli odejście kochanej osoby.
Śmierć kogoś najbliższego to wielka strata. Na początku emocje są zbyt silne i trudno się pogodzić z takim wyrokiem losu.
W książce Za zakrętem Marika Krajniewska przedstawia dwie kobiety Annę i Irinę,
które połączyła strata jedynego dziecka. Syn Ireny Romek spotykał się z Julią, córką Anny.
Chłopak z dziewczyną wybrał się na przejażdżkę motocyklem. Doszło do tragicznego wypadku,
w którym obydwoje zginęli na miejscu. Wtedy Anna i Irina spotkały się po raz pierwszy.
To wydarzenie połączyło je na długi czas. Autorka opowiada o tym co działo się w ich życiu po tej tragedii.
Zadaje pytanie jak wytrzymać w domu, w którym nagle zostaje ktoś sam. Książka jest smutna, ale daje nadzieję,
że ból po stracie, jeżeli nie minie, to z czasem pozwoli żyć. Samotność zdarza się w każdym miejscu na świecie,
a nieszczęścia mogą dotknąć wszystkich. Dzięki tej książce możemy też dowiedzieć się jak żyje się w Rosji.
Czytelnik może też bliżej poznać Petersburg, chociażby przy okazji wizyty Anny i Iriny w Ermitażu.
Maria Zielińska Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Agata Tuszyńska Oskarżona Wiera Gran, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2010
Bohaterka książki Wiera Gran, o niezwykłej urodzie i przepięknym głosie, osiągnęła ogromną sławę i powodzenie,
występując prawie we wszystkich miastach w Polsce i za granicą, na wielu estradach, u boku sław.
Wojna zastała ją w Warszawie. Jej bogato wyposażone mieszkanie zostało okradzione z biżuterii i innych
wartościowych przedmiotów. Ucieczka z Warszawy na Wileńszczyznę, a potem do Lwowa w zimie,
bez odpowiedniego ubioru, była niesłychaną katorgą. Na prośbę matki wróciła do Warszawy i znalazła się w getcie.
Początkowo starała się żyć normalnie, a potem przeżyć i ocaleć. Odważyła się śpiewać w getcie, twierdząc
że to konieczność by nie oszaleć. Czuła się potrzebna znękanej wojną publiczności. Akompaniował jej Szpilman.
Sama podobno utworzyła "Ośrodek Ratowania Dzieci" – specjalny zakład, w którym umieszczała umierające z głodu dzieci.
Śpiewem zarabiała dla nich na chleb. W swoich wspomnieniach Wiera przywołuje policjantów Żydów,
którzy znęcali się w okrutny sposób nad mieszkańcami getta i twierdzi, że byli gorsi niż Niemcy.
Nazwała ich bandą zwyrodnialców. Wiera Gran opuściła dzielnicę żydowską w 1942 roku, potem ukrywała się w Warszawie
i okolicach.Po zakończeniu wojny posądzono ją o współpracę z nazistami i okrzyknięto kolaborantką.
Armia Krajowa wydala na nią wyrok śmierci. Po wojnie była wielokrotnie przesłuchiwana i bita. Nie przyznała się do winy.
Opinia, że była na usługach gestapo, towarzyszyła jej do końca życia.
Czy było to uzasadnione oskarżenie?
Tego już nigdy się nie dowiemy. Świadkowie tamtych wydarzeń w większości nie żyją. Czytelnik musi sam wyrobić sobie własne zdanie.
Autorka tylko relacjonuje rozmowę z Wierą Gran. W obronie Wiery wystąpiła Stefania Grodzieńska, a także muzycy,
którzy występowali w getcie. Z kolei znany kompozytor Władysław Szpilman był oskarżycielem. Sprawę karną w rezultacie umorzono.
Jednak Wiera Gran była wszędzie szykanowana. Czuła się napiętnowana i w kraju, i na emigracji we Francji.
Pod koniec życia popadła w depresję. We wspomnieniach chętnie wracała do czasów, gdy była przez wszystkich oklaskiwana i uwielbiana.
Próbowała oczyścić się z zarzutów i napisała książkę zatytułowaną "Sztafeta oszczerców". Zmarła w Paryżu 19 listopada 2007 roku.
Maria Belczyk Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Maria Nurowska Nakarmić wilki, Warszawa, Wydawnictwo W.A.B., 2010
W powieści Nakarmic wilki autorka podjęła temat ochrony środowiska, a zwłaszcza lasu i jego mieszkańców.
Bohaterka, przyszły naukowiec, podejmuje wyprawę w Bieszczady i decyduje się na przebywanie tam w spartańskich warunkach, aby prowadzić obserwacje
wilków w ich naturalnym środowisku. Z determinacją poszukuje śladów zwierząt, tropi ich szlaki, przebywa długie godziny w pobliżu miejsca ich bytowania.
Z czasem przypisuje im cechy ludzkie i uważa, że nawiązuje z nimi porozumienie. Jej badania są nowatorskie i służą lepszemu poznaniu
życia wilków i ich zachowań w watahach, ale nie przyczyniają się do ich ochrony. Być może dlatego, że bohaterka owładnięta ideą ochrony gatunkowej wilków,
przyjęła bardzo radykalną i bezkompromisową postawę na rzecz bezwzględnego zakazu regulacji populacji i odstrzału wilków.
Spowodowało to niechęć nie tylko do niej, ale i do badań naukowych i ochrony drapieżników w sytuacji ciągłego zagrożenia
mienia miejscowej ludności i ponoszonych przez nią strat materialnych. Bohaterką kierowały bardzo silne uczucia – egzaltowana miłość do wilków,
złość, a nawet wręcz nienawiść do kłusowników, którzy stanowili dla nich zagrożenie i w rezultacie stali się przyczyną tragedii.
Przedstawione w powieści sytuacje są niekiedy bardzo drastyczne ,ale według mnie mało realne – np. wielogodzinna obserwacja z gałęzi drzewa,
uwolnienie wilczycy z wnyków, rozpacz nad trupem wilka, który padł ofiarą kłusowników.
Autorka, poza specjalistyczną wiedzą o mieszkańcach bieszczadzkich lasów, wykorzystała w książce również znaną z przekazów medialnych historię
Czeczenki błądzącej po górach z dziećmi. Temat powieści jest ciekawy i rzadko podejmowany w literaturze i dlatego warto się z nią zapoznać.
Stanislawa Słopnicka Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Amos Oz Rymy życia i śmierci, Poznań, Dom Wydawniczy Rebis, 2008.
Jakie warunki należy zapewnić pisarzowi, żeby mógł napisać dobrą powieść?
Amos Oz (ur. w 1939), izraelski kandydat do literackiej Nagrody Nobla, ma w tej sprawie nader skromne wymagania.
Wystarcza mu chwila spędzona w kawiarni, spotkanie z czytelnikami czy spacer po mieście. W takich okolicznościach obserwujemy bohatera Rymów życia i śmierci
anonimowego pisarza z Tel-Awiwu, posiadającego wyostrzony zmysł obserwacji oraz wewnętrzną potrzebę tworzenia domniemanych biografii napotkanych osób.
Zaczyna on od nadania im imienia i nazwiska, następnie snuje coraz bardziej powikłane wątki.
Na przykład atrakcyjnie wyglądającej kelnerce nadaje imię Riki, wyobraża sobie jej pierwszą miłość w wieku 16 lat do bramkarza miejscowej drużyny piłkarskiej – Charliego.
To była eksplozja uczuć. Uniesienia trwały dwa tygodnie, bo Charlie wrócił do Luizy. Riki znalazła kolejnych adoratorów, lecz wszystkich odrzuciła.
Po latach rywalki nie czuły do siebie pretensji, a wręcz zapragnęły się zaprzyjaźnić. Ta decyzja o porzuceniu wzajemnej niechęci i wrogości jest charakterystyczna dla książki Amosa Oza,
którą można określić jako utwór o dojrzewaniu psychicznym i społecznym. Inny wątek powieści autor snuje wokół postaci Owadji Chazama, który wygrał na loterii pół miliona,
rozwiódł się, zaczął romansować i żył "jak król". Szastał pieniędzmi bez opamiętania, przeżywał upojne noce i dni i na koniec znalazł się w szpitalu z wyrokiem: rak wątroby.
Wtedy wielu przypomniało sobie, że ten rozrzutny człowiek chętnie i hojnie wspierał organizacje charytatywne i bez słowa sprzeciwu udzielał pożyczek.
Autor w każdym z bohaterów odnajduje dobro. Równocześnie pokazuje ich rozmaite dolegliwości, ciemne strony i całą prozę życia w sposób przerażająco realistyczny.
Bardzo barwną postać stanowi "kaowiec" – działacz kultury i polityk, który kiedyś kandydował do Knesetu – zwolennik kibuców – gospodarstw przydzielających zapłatę
za pracę zgodnie z zasadą "każdemu według potrzeb". Najpiękniej Amos Oz prezentuje swego anonimowego autora w scenach miłości i erotyzmu.
W przeciwieństwie do wielu naszych pisarzy, którzy niejednokrotnie takie sceny nasączają brutalnością i wulgaryzmem, on przedstawia je z należną delikatnością,
subtelnie, a równocześnie z całym realizmem. To absolutne mistrzostwo. Są jeszcze inne wątki i postaci. Zainteresowanych odsyłam do sięgnięcia po książkę, która ma liczne atuty.
Stanisław Bystrowicz Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Wszystkie języki świata, Zbigniew Mentzel, Kraków, Znak, 2005
Wszystkie języki świata są dla bohatera powieści całkowicie niedostępne. Zbigniew Menzel stworzył postać człowieka,
któremu trudno dopasować się do jakiejkolwiek rzeczywistości.
Ojciec Zbigniewa – bohatera powieści – Rudolf Hintz, człowiek prostoduszny, był wychowankiem Korpusu Kadetów. Zdyscyplinowany,
dobry materiał na oficera, jednak brak mu było hartu ducha i pewnej twardości.
Chlubnie rozpoczął służbę w wojnie obronnej 1939 r. Wojował krótko i dostał się do Oflagu w Woldenbergu.
Brutalnie pobity przez żandarma kolbą karabinu, po wyzwoleniu z powodu kalectwa musiał pożegnać się z mundurem.
Ożenił się i zaczął pracować w aptece u teścia, ponieważ po uwłaszczeniu, które bardzo wielu ludzi skrzywdziło i odebrało nadzieję, był bez pracy.
Później zatrudnił się jako aptekarz w szpitalu zakaźnym.
Jak określiła to ironicznie prasa, co było jawną kpiną z kryształowego człowieka,
"zamienił szabelkę na pigułkę". Doprowadziło to do słusznej pasji jego małżonkę, dziewczynę z dobrej rodziny,
która nie chciała i nie mogła pogodzić się z socjalistyczną rzeczywistością, a od małżonka spodziewała się czegoś więcej niż mógł jej dać.
Otrzymał jednak mieszkanie, spłodził potomka. Zdawałoby się, że wszystko szło mniej więcej prawidłowo.
Jako nagrodę za lojalność i sumienność po 25 latach pracy dostał Brązowy Krzyż Zasługi, dyplom i o ironio,
teczkę z imitacji świńskiej skóry oraz skromną notatkę w prasie z nie najlepszym zdjęciem. Awantura domowa była nieunikniona.
Małżonka miała większe wymagania. Nie bawiły jej wyjazdy na ryby nad Wisłę. Bywała często w sanatorium wlokąc przeładowaną walizę na plecach tragarza.
Żyła wspomnieniami o tym, że jej talent poetycki ocenił Wierzyński. Podobnie jak Barbara z Nocy i dni, pielęgnowała wspomnienia o narzeczonym,
podchorążym, który zginął na froncie. Znienawidziła z tego powodu wojsko. Synek cierpiący na wydumane lub urojone dolegliwości
był notorycznie zwalniany z wychowania fizycznego nie spełnił jej oczekiwań.
Nadawał się jedynie do wylegiwania na zdezelowanym tapczanie obłożony stertami gazet i rozmyślania nad swoimi nienapisanymi wiekopomnymi dziełami.
Zgłębiał filozofię życia. Próbował nauki wielu języków, również biblijnych, z bzdurnymi skojarzeniami etymologicznymi
a także gry na fortepianie, aktorstwa i reżyserowania.
Nie wiadomo jak zdał maturę i zrobił studia, choć ledwie przebrnął przez podstawówkę.
Miał dziewczynę nie wiedząc po co, obserwował życie ulicy, miał zegarek marki Czapek po prababce i samochód,
którym miał odwieźć ojca na pożegnanie w związku z emeryturą, na którą odchodził w wieku 82 lat.
Zegarek firmy Sony odmierzał bezproduktywny czas. Skończył się stalinizm, nastał Gomułka, Gierek, Jaruzelski,
stan wojenny, Solidarność ,Wałęsa, Michnik, duch odnowił oblicze ziemi, mur berliński diabli wzięli. Ojciec został promowany na porucznika,
a u Hintza juniora nic, równia pochyła.
Różni ludzie znajdowali się różnie w socjalizmie, różne dążenia, różne charaktery.
Trudno jednoznacznie ocenić. Książka jest napisana ciekawie, bez patosu, zrozumiale, językiem obrazowanego środowiska.
Znajduje się w zasobach Wypożyczalni dla Dorosłych.
Leszek Andrzej Chrapkiewicz Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Richard Yates Droga do szczęścia, Katowice, Sonia Draga, 2009
"Straszne mieszkania, w strasznych mieszkaniach, strasznie mieszkają, straszni mieszczanie..."
Te słowa z wiersza Juliana Tuwima przywołała moja pamięć podczas lektury Drogi do szczęścia Richarda Yates'a.
Coś z atmosfery tego wiersza można znaleźć w satyrycznej i ironicznej powieści. Opisane w niej postaci należące do tzw.
klasy średniej, prowadzą pozornie normalne, ustabilizowane życie – pracują, uczestniczą w życiu towarzyskim,
a nawet kulturalnym, występując w amatorskim teatrze.
Jednak pod skorupą tych pozorów normalności ukazuje się zgoła inny obraz – niezadowolonych z siebie i nierozumiejących się małżonków,
nudnej i niedającej satysfakcji pracy, banalnych rozmów na banalne tematy, a w końcu mizernych rezultatów na scenie teatralnej,
przynoszących głównie niesmak.
Przelotne romanse biurowe są pewną odskocznią od codzienności. Mieszkańcy podmiejskich osad żyją więc
w niezgodzie ze swoimi marzeniami i pragnieniami. Sami nie wiedzą kim są i do czego dążą.
Taki właśnie obraz społeczności lat pięćdziesiątych XX w. nakreślił autor. Czytamy: "to ci wszyscy idioci,
z którymi codziennie jeżdżę pociągiem. Cały kraj choruje, nikt już nie myśli, nie czuje, nie przejmuje się,
nikt nie ekscytuje się ani nie wierzy w nic, z wyjątkiem własnej, wygodnej, przeklętej przez Boga przeciętności".
Tłem akcji powieści jest początek nowej ery komputerowej. Jak pisze we wstępie Richard Ford:
"... Jest to kronika wczesnej fascynacji pustą komunikacją, fascynacji, która doprowadziła nas do egocentryzmu, narcyzmu,
megalomanii i niechcianych e-maili". Niezadowolenie, niespełnienie i rozgoryczenie wszechobecne w życiu głównych postaci powieści
– rodziny Wheelerów – nieuchronnie prowadzi do tragicznego zakończenia i rozpadu rodziny.
Powieść napisana jest pięknym i barwnym stylem z żywą akcją, może więc przyciągnąć uwagę nawet wybrednego czytelnika.
Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Andrzej Bobkowski Punkt równowagi, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2008
Twórczość Andrzeja Bobkowskiego należałoby zapewne postawić obok dorobku takich pisarzy polskich,
jak Gustaw Herling Grudziński, Witold Gombrowicz albo Czesław Miłosz. Ci wielcy mistrzowie żyjąc na obczyźnie,
kreślili obraz świata dany w perspektywie uchodźcy zatroskanego o własną ojczyznę ale także o los części świata będącej nosicielem
i depozytariuszem systemu wartości, któremu pozostawali wierni. Wygnańcy z rodzinnego kraju potrafili to, co narodowe ukazać w kontekście światowym
a swemu osobistemu doświadczeniu nadać wymiar uniwersalny. Wolni od presji totalitarnych reżimów,
trafnie formułowali diagnozy odzwierciedlające kondycję duchową człowieka współczesnego świadomego zagrożeń nadchodzącego nowego barbarzyństwa
Bo to co Brugmans powiedział o Europie, mogę powiedzieć o sobie: jestem człowiekiem cywilizacji niekonformistycznej, człowiekiem będącym w ciągłej walce samym sobą, człowiekiem, który żadnego pewnika nie przyjmuje za prawdę, jeżeli nie odkrywa jej bezustannie na nowo. - str. 114
Utwory zawarte w omawianym tomie są pełne żywego konkretu. Czujemy gorąco skał, zapach igliwia, szum morza. Bobkowski po mistrzowsku maluje paryski pejzaż
– widok z okna mansardy, zarosły zielskiem pałac. Jednak wszystko to staje się dekoracją, przez którą prześwieca tajemnica ludzkiej egzystencji,
tłem losów postaci poszukujących prawdy i dających dowody wierności samym sobie. Bohater Bobkowskiego podobnie jak herbertowski Pan Cogito
jest dziedzicem antyku, chrześcijaństwa, nowoczesnej Europy. Starannie wykształcony jest jednak daleki od pustego epatowania erudycją.
Przywołane motywy, symbole i świadectwa historii służą autorowi jako rekwizyty ukazujące wewnętrzny niepokój kultury Zachodu.
Tak jest niewątpliwie w opowiadaniu Nekyia metaforycznie ukazującym ponadpokoleniową dyskusję, w której narrator zdaję się świadkiem oraz uczestnikiem.
Zachód to my. Niezdecydowane dobro i niezdecydowane zło. To także resztki wspaniałej syntezy Grecji, Rzymu i Chrystusa,
z której pozostano kilku coraz mniej zrozumiałych Greków, olbrzymi tłum zmaterializowanych patrycjuszy i pogańskiej hołoty
z Suburvy oraz paru chrześcijan wyznających tę religię do granic własnej wygody(...)
Autor formułuje wypowiedzi, które w swej zwięzłości zdają się przypominać aforyzmy.
Mniemam, że przytoczenie kilku z nich najlepiej posłuży czytelnikowi za rekomendację książki.
Bo czyż, wypowiadane we własnym języku, nie jest jednym z najrozleglejszych terenów tego, co mogę uważać za moje?
(...) Przebija z tego najbardziej mi obcy lęk przed nagłym i niespodziewanym słowem; typowy lęk termita,
którego kunsztowny system stworzony jest dla życia w nocnych ciemnościach; lęk przed światłem, które zabija na miejscu.
Panicznie boisz się światła. Nie chcę i nie mogę skazywać się sam na dożywotnie kłamstwo, o którym nie tylko, że nie mógłbym mówić,
ale które kazałbyś mi usprawiedliwić.
Na każdym kroku żonglujesz metrem niemieckiej okupacji i podsuwasz go do pomiarów dzisiejszej rzeczywistości.
W twoich lekcjach moralności przyjmujesz jako miernik zło ostateczne, krańcowe i przykładasz je do siebie (...) Bo "wychodzisz" najlepiej tylko na ciemnym tle.
Człowiek, istota nieznana, ten człowiek, o którym Carrel mówi, że to, co nie daje się wymierzyć,
jest w nim ważniejsze od tego, co daje się zmierzyć - ten człowiek wywraca ci ciągle obliczenia.
A w tej produkcji i konsumpcji, podniesionych do rzędu metafizyki, gdzie o maszynach mówi się, jak o żywych,
a o żywych, jak o maszynach, krąży biedny człowiek, ta istota nieznana, i nie wie, co ma zrobić w sobie z tym wszystkim, czego nie można w nim zmierzyć.
Człowiek jest dla ciebie wyłącznie plasteliną, z którą robisz, co chcesz i którą pocieszasz,
ze jak ja zużyjesz, to z następnej cegiełki już na pewno ulepisz to, co chciałeś.
Chciałbyś myśl zmienić w jakieś perpetuum mobile i pragnąłbyś zatrzymać życie,
aby "policzyć szprychy koła w ruchu", jak pisał Flaubert w jednym ze swoich listów dla mnie jest to mrzonką,
w której kryje się śmierć wszystkiego, co nazywamy życiem.
Znamienna się wydaje zawarta w tytułowym opowiadaniu wzmianka o świetlikach. Niezawiniona śmierć owadów, które giną masowo na oczach bohatera,
daje się odczytać jako riposta na tyradę, którą Gombrowicz wygłasza na kartach Dziennika.
Autor Ferdydurke ubolewa – jak pamiętamy – nad hekatombą żuków, które przewracane przez wiatr i palone słońcem,
giną na tysiącach kilometrów atlantyckiej plaży. Narrator wyznaje, że usiłował pomagać,
po czym stwierdza bezsens starań i w końcu mówi o problemie ilości... Bohater Bobkowskiego nie unosi się pychą,
i nie próbuje brać na siebie odpowiedzialności za cały świat co nie znaczy ze cierpienie owadów jest mu obojętne.
Jednak nie on im dał im życie i nie on przewidział ich cyklu umierania. Dlatego nawet nie przyznaje się przyjacielowi
do swojej słabości (współczucia) i dyskretnie zbiera do pudełka gasnące drobiny. Cóż można więcej... na tym świecie...
(Czy istnieje dusza tak, jak żuk w pudełku, cierpienie – coś jednak zdaje się przeświecać i gasnąć)
Zarazem bez deklaratywnych tez modnego wówczas egzystencjalizmu, Bobkowski jest wyczulony na los istnienia poszczególnego – właśnie na mocy tradycji
i jakoś prywatnie, a nie "w sensie Sartre'a albo Heideggera"... Niechętny egzaltowanym przyjaźniom pisze o pracy w duchu Arystotelesa,
a w jego ocenie cywilizacji europejskiej pobrzmiewają wyraźnie echa conradowskiej Placówki postępu.
Poczucie wyższości wobec tych, którzy maszynę "niszczą w ciągu dwudziestu czterech godzin, po czym naprawiają przez dwadzieścia lat." ,
pozbawione jest złudzeń, nadziei jakiegoś "absolutnego" uzasadnienia.
O jakie granice panu chodzi? Jeśli dobrze zrozumiale.
O granice pewnej moralności (.) zdewaluowanej, ale moralności. Tej dewaluacji nie należy przyspieszać,
a w każdym razie nie powinniśmy tego robić my."
"Jesteśmy przeżytkiem razem z naszymi platońskimi ideałami. Człowiek tej epoki, jak może żadnej innej przedtem, chce wierzyć i żąda dogmatu.
A nam jeszcze ciągle wydaje się. Jest to może bardzo smutne, ale te czasy nie znają marginesu; zrozumienie półtonów zanika w piorunującym tempie.
Na koniec jeszcze bardzo wymowny fragment z Szkiców Piórkiem A. Bobkowskiego.
"Otóż cały ten świat, o który ci chodzi, rozpoczął grę prawie w tym samym czasie. Do banku wpłaciło trzech partnerów – każdy pokaźną sumę.
To były wpłaty grecka, rzymska i chrześcijańska. Ale każda z tych wpłat, równa co do wartości wpłacona została w innej walucie.
Uważaj: Grecy wpłacili pojęcie człowieka i rozum, zwyczajny ludzki rozum, jako miarę wszystkiego.
Rozum i człowiek byli dla nich tym, czym dla ciebie jest calówka. Dzięki temu stworzyli teorię. (...)
Rzymianie wpłacili praktykę, a w niej głównie prawo i naukę o jego poszanowaniu. A teraz na odmianę wyobraź sobie ten świat jak termometr z podziałką.
Grecy i Rzymianie wpłacili swoje stawki poniżej zera. Panował mróz. To wszystko było zimne pomimo usiłowań wielkich filozofów,
którzy czuli ten chłód, ale nie potrafili z niego wyjść i nie potrafili ogrzać temperatury świata, bo brakło im – pomimo wszystko –
poczucia człowieczeństwa. Człowiek był dla nich myślącą bryłą mięsa.
I nagle w tym miejscu, w którym na termometrze jest czerwona kreska, rodzi się Chrystus.
Temperatura od razu wzrasta, bo z jego narodzeniem rodzi się dopiero prawdziwy człowiek.
On i jego uczniowie niosą słowo o nowym człowieku, o jego życiu doczesnym i życiu duszy, o wieczności.
Dopiero ten człowiek zaczyna mieć prawdziwe poczucie godności ludzkiej.
(...)
– Grecja wpłaca do banku rozum, poszukiwanie prawdy, walkę z ciemnotą, przesądami, fanatyzmem. Pozwala on ludziom porozumieć się, stwarza dyskusję. Rzym dorzuca prawo, naukę o prawach i obowiązkach; zaś chrystianizm odróżnienie życia doczesnego i życia wiecznego, pojęcie godności osoby ludzkiej, jej wartość nie tylko użytkową. Wytycza on wreszcie granice władzy państwa nad człowiekiem
(...)
Cechą charakterystyczną tych lekarstw jest to, co nazwano totalizmem, to znaczy, w sumie, absolutne i zupełne zaprzeczenie wartości
tych trzech wielkich wpłat. Dla totalizmu nie ma nic nietykalnego, a ty jako człowiek, zależnie od twoich umiejętności,
nie jesteś przede wszystkim Tadziem, lecz tylko łopatą, kilofem, śrubokrętem, pilnikiem i tak dalej. Ludzie tacy jak ja są tam tylko piórem,
pędzlem, płytą gramofonową albo w ogóle - i najczęściej kataryną. Można z nimi robić co się chce.
Los ich i życie zależą od jakiegoś centralnego wykresu i wykres ten dyktuje, czy ludziom tym ma być gorzej lub lepiej.
Jest zastanawiające, że Bobkowski, którego należy umieścić w szeregu czołowych pisarzy emigracyjnych nadal jest tak mało zanany
a jego książki nie spotkały się z tak wielkim rezonansem jak dzieła Miłosza albo Gombrowicza.
Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Eustachy Rylski, Na Grobli, Warszawa, Świat Książki, 2010.
Tematem utworu, Eustachego Rylskiego Na Grobli jest ważne wydarzenie z życia pisarza – oczekiwanie na znaczącą nagrodę literacką
oraz reakcja pisarza i jego otoczenia na nieprzyznanie tej nagrody. Inspiracją do napisania utworu stał się bez wątpienia epizod z życia wielkiego pisarza
Jarosława Iwaszkiewicza. W 1980 roku polskie media rozpowszechniły informację, iż Jarosław Iwaszkiewicz jest niemal pewnym kandydatem do Nagrody Nobla.
Przyznanie tej nagrody Czesławowi Miłoszowi wywołało szok w środowisku literackim Polski socjalistycznej.
Eustachy Rylski napisał utwór osnuty na kanwie tych wydarzeń. Nie jest on typową powieścią z jednym narratorem i rozwijającą się fabułą.
Rozdziały utworu stanowią zapisy dialogów pisarza i ludzi z jego otoczenia toczonych na temat opowiadania Chłodna jesień
Aleksandra Sewerynowicza mieszkającego w majątku Na Grobli. W każdym z rozdziałów osoby z otoczenia pisarza,
a także on sam, ujawniają swoje poglądy na życie i literaturę, odsłaniają swoje charaktery i mentalność,
a przede wszystkim prawdę o czasach komunistycznych w Polsce i ówczesnym Związku Radzieckim.
Eustachy Rylski zwraca uwagę czytelnika na kilka istotnych zagadnień:
- związki literatury z polityką oraz wpływ aparatu partyjnego na twórców;
- wpływ przemian politycznych w Polsce na ocenę twórczości pisarzy;
- kryteria przyznawania nagród literackich;
- osobowość pisarza a realizacja zadań wobec społeczeństwa oraz oczekiwania społeczne wobec pisarza.
Książka Eustachego Rylskiego odsłania mechanizmy zniewolenia twórców przez ustrój socjalistyczny,
inwigilację środowisk twórczych i kierowanie życiem literackim przez osoby z partyjnego wyboru.
Prowokuje też do dyskusji nad wieloma zagadnieniami, a zwłaszcza kwestią źródeł pisarskich inspiracji i czerpania jej dzięki współpracy z reżimem politycznym.
Aleksander Szary Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Zofia Rząca, Tęsknota pod mikroskopem, Kraków, Wydawnictwo Miniatura, 2011.
Tęsknota jest tym doświadczeniem, w którym przejawia się nasza najbardziej intymna, a zarazem najgłębsza więź ze światem i innymi ludźmi.
Za czym w życiu tęsknimy? Czy za tym, co minęło, za drugim człowiekiem, za nieznanym, a może za Bogiem? Ten, kto tęskni, jest zawsze w pewien sposób samotny,
a uczucie braku, nieobecności bliskiej osoby lub miejsca, zmusza nas do refleksji i uwrażliwia na poezję i tajemnicę.
Czasem nie wiemy, za czym tęsknimy i ten rodzaj niepokoju zdaje się najbliższy doświadczeniom określanym mianem uczuć metafizycznych.
To szczególne usytuowanie wobec własnej przeszłości oraz więź z osobami, których z różnych powodów z nami nie ma,
stanowi o unikatowym charakterze naszej egzystencji. Z tęsknoty rodzi się potrzeba kontaktu – powrotu i spotkania,
ale też pragnienie ujęcia rzeczy w adekwatne słowa, a więc utrwalenia obrazów i sensów. Dlatego tęsknota tak często wyraża się w sztuce.
Poezja Zofii Rzący posiada charakter głęboko intelektualny i jest osadzona w bogatej tradycji literatury europejskiej;
jest wyrazem starannego wykształcenia oraz wielkiej wrażliwości autorki. Jest to więc twórczość adresowana do odbiorcy o wysokiej kulturze,
świadomego wagi fundamentalnych pytań, które zdają się nie tracić swej aktualności, od czasów antyku aż po współczesny egzystencjalizm.
Jednocześnie poezja Zofii Rzący daje się odczytać jako osobiste wyznanie – próba opisu i oswojenia świata, w którym autorce dane jest żyć.
Wiemy, że w kropli wody przegląda się całe uniwersum. Tak samo każdy z nas znajduje się w centrum swego horyzontu, poza który nie jest w stanie wyjść.
Motyw kobiety ze szklaną kulą z obrazu Johna Williama Waterhouse'a, który znajdujemy na okładce książki, da się zinterpretować w ten sposób.
Całość przeglądająca się w części, w której splata się w sekretny wzór.
By mówić prawdę o sobie, a zarazem prawdę o świecie przeżywanym, poetka stara się uwzględnić wymiar prywatności,
a więc bliskość i konkret swojego najbliższego otoczenia. Jesteśmy we własnym wnętrzu, doświadczamy olśnień, nadziei, ale też bezsenności,
rozczarowania i tęsknoty. Poetka pozostawia po sobie znaki na papierze, lecz pozostawia także okruchy chleba, ślad oddechu na zimowej szybie.
Spogląda w przyszłość i w przeszłość, ale też w jej życiu ważny jest widok z okna, który kształtuje ją każdego dnia.
W wierszach Zofii Rzący natrafiamy na wiele rekwizytów z jej rodzinnych stron, rozpoznajemy elementy pejzażu,
które są poetycko przetworzone i podniesione do rangi symboli. Nazwy podkarpackich miejscowości z ich konotacjami historycznymi,
góry, rzeki, zjawiska przyrodnicze – wszystko to składa się na bardzo dojrzały obraz poetycki,
silnie zakorzeniony w sferze osobistych refleksji i uważnej obserwacji świata. Tak jest między innymi w wierszu pt. Ropa,
w którym pozorna oszczędność środków wyrazu pozwala ująć bogactwo barw, motywów akwatycznych, dynamizm żywiołu i – w powiązaniu
z pełnym wrażliwości przywiązaniem do rodzimego pejzażu – ukazać jego niepowtarzalny koloryt.
Cicho nie budźmy szmaragdu Ropy
w glinianym dzbanie krajobrazu
(...)
W ciemnozielonej wodzie
intensywne drzewa
lasy łęgowe z olszyną szarą
Ta kameralna poezja, która zdaje się utkana z codziennej zadumy nad przemijaniem ludzkiego życia płynącego jak rzeka,
wykazuje się doskonałym przyswojeniem środków wyrazu współczesnej liryki intelektualnej.
O naszym doświadczeniu trwania mówi wiersz właśnie pod tytułem Czas:
najbardziej
względna bezwzględna
kategoria
niefizykalny a doświadczany
to on
mierzy
mycie zębów, zawiązywanie
sznurowadeł, picie kawy;
strony książek i skryptów,
stosy druków, raportów,
rozliczeń; pocałunki;
urodę
nie kończy się
to my w nim wygasamy
jak iskry w ognisku
Jak się okazuje, odwieczny temat ludzkiego doświadczenia upływu czasu poetka podejmuje w sposób odkrywczy, a zarazem oszczędnie i z gracją.
Utwór pod tytułem Prawdziwa rozmowa, błyskotliwy, inspirowany twórczością księdza Jana Twardowskiego,
zdaje się mówić nam o tęsknocie człowieka za drugim człowiekiem, za ludzką rozmową i rzeczywistym spotkaniem twarzą w twarz.
(...) tak szybko odchodzą
nie w stronę wieczności
lecz w stronę biznesu ...
Wiersze zebrane w debiutanckim tomiku Tęsknota pod mikroskopem pochodzą z różnych okresów twórczości poetki,
w związku z czym ich zamysł artystyczny zdaje się również nieco zróżnicowany. Utwór zatytułowany Dochować wierności nieco odbiega od pozostałych
i wydaje się raczej fragmentem prozy poetyckiej, który mógłby otwierać całkiem odrębny cykl literacki.
Jednak większość wierszy zgromadzonych w książce nawiązuje do najlepszych wzorów poezji współczesnej i daje się porównać
z twórczością czołowych polskich pisarzy.
Dnia 6.04.2011 r. w sali Młodzieżowego Domu Kultury w Gorlicach odbyło się spotkanie autorskie Zofii Rzący,
podczas którego poetka zaprezentowała swój debiutancki tom pt. Tęsknota pod mikroskopem.
Zofia Rząca, ur. 1976 roku w Gorlicach, mieszka w pobliskiej Łużnej i jest z wykształcenia polonistką.
Studia ukończyła na krakowskiej Akademii Pedagogicznej. Pracowała jako bibliotekarz w Bibliotece Publicznej w Woli Łużańskiej
oraz w Bibliotece Publicznej im. Mariana Czuchnowskiego w Łużnej. Obecnie jest nauczycielką języka polskiego w Szkole Podstawowej
im. Wacława Potockiego w Woli Łużańskiej. Za swą twórczość została dwukrotnie wyróżniona w dwóch edycjach
Konkursu "Gazety Gorlickiej" na najpiękniejszy wiersz o Ziemi Gorlickiej. Zajęła również 2. miejsce w kategorii literackiej III Konkursu Twórczości Własnej
O Miecz Zygmunta, przyznane przez twórców "Piwnicy pod Baranami".
Poleca Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Corinne Hofmann, Biała Masajka, Warszawa, Świat Książki, 2006.
Jest to bardzo osobista narracja białej kobiety – Szwajcarki, która niespodziewanie została obezwładniona wielkim uczuciem do przystojnego Masaja.
W jednej chwili zdecydowała się opuścić cywilizowaną i sterylną ojczyznę i przystała na warunki, jakie zastała w wiosce masajskiej.
Brak czystej wody, żywności do jakiej była przyzwyczajona, niewyobrażalnie prymitywne warunki sanitarne, muchy, komary, malaria, a także
mentalność najbliższego otoczenia, zupełnie nieprzystająca do mentalności kobiety wychowanej w Szwajcarii,
to obraz życia, jakie wiodła Corinne u boku męża Lketingi. Mimo wielu codziennych trudności urodziła córeczkę i planowała pozostać w Afryce na stałe.
Jednak okazało się, że próby "ucywilizowania" Masaja, pokonania jego chorobliwej zazdrości i podejrzliwości, nie powiodły się.
Corinne wraz z córką Napirai ucieka do Szwajcarii i wraca do rodzinnego domu.
Poleca Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Kinga Choszcz, Moja Afryka, Wydawnictwo Bernardinum, 2008.
Jeżeli chodzi o wartości poznawcze, Moja Afryka jest mniej zasobna niż inne książki podróżnicze.
Największym jej walorem jest fascynujący wizerunek autorki – Kingi Choszcz – wrażliwej, ciepłej, ciekawej świata
i współczującej dziewczyny. Wchodzi ona w środowiska Afrykanów nie jako turystka, lecz – przebywając z nimi – staje się jak gdyby
pełnoprawnym członkiem grup czy rodzin tubylczych. Dostrzega i opisuje bez czułostkowości trudną sytuację ludzi Afryki.
Stara się pomagać im, jak tylko potrafi. Gdy słyszy o dzieciach pracujących niewolniczo, wybiera dziewczynkę i dzięki pomocy przyjaciela ze
Stanów Zjednoczonych zapewnia jej, a także dzieciom z jej wioski, naukę w szkole. Jeżeli wzruszy ją los psiaka, po prostu zabiera go z sobą.
Kinga Choszcz miała wielu przyjaciół wśród mieszkańców Afryki i na świecie. Ci, którzy byli zawsze chętni służyć jej pomocą,
nadal pamiętają tę wspaniałą, drobną dziewczynę o gorącym i wielkim sercu. Jej trudna, samotna i – jak się okazało – tragiczna
w konsekwencji podróż, jest mimo wszystko dowodem, że warto mieć marzenia i determinację, aby je realizować,
choć czasem niestety za cenę życia.
Poleca Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Paul Theroux, Wielki bazar kolejowy : pociągiem przez Azję, Wołowiec, Wydawnictwo Czarne, 2010.
Paul Theroux – pisarz urodzony w 1941 roku w USA – wiele lat swojego życia spędził w Afryce;
uczył języka angielskiego w Singapurze, potem zamieszkał w Londynie, by wreszcie osiąść na Hawajach.
Napisał kilkanaście powieści i książek podróżniczych.
Wydawnictwo Czarne pozwoliło nam zapoznać się z jego niezwykle ciekawymi powieściami – reportażami.
Pierwsza to – Wielki bazar kolejowy : pociągiem przez Azję.
W 1973 roku autor pokonuje trasę z Londynu do Tokio i z powrotem. Zajmuje mu to 4 miesiące.
Jedzie Orient Expresem, pociągami tradycyjnymi, lokalnymi, koleją transsyberyjską.
Nie ma w planie zwiedzania tego, co każdy turysta widzieć powinien, nie ma bagażu. Ma notes i niewiarygodny zmysł obserwacji i poczucie humoru.
Interesują go ludzie, ich cel podróży. Na bieżąco opisuje to co widzi za oknem, zapisuje rozmowy i zwierzenia pasażerów pociągu.
Dzięki temu otrzymujemy prawdziwy obraz życia, które toczy się pomimo wojen, klęsk żywiołowych i przewrotów politycznych.
Druga powieść – Pociąg widmo do gwiazdy wschodu – szlakiem wielkiego bazaru kolejowego powstała w 2005 roku.
Pisarz ponownie wyrusza pociągami śladem swej podróży sprzed trzydziestu lat. Jedzie przez Bliski Wschód, Indie, Chiny, Japonię i Syberię.
Ma możliwość porównać i ukazać nam, jakie tam zaszły zmiany oraz konsekwencje tych zmian.
Nadal pozostaje pisarzem niezwykle wrażliwym, sprawia, że czujemy smaki i zapachy, widzimy przesuwające się za oknami krajobrazy.
Pisarz nie spieszy się, smakuje podróż. Bardzo dużo rozmawia z ludźmi. Spotyka się też z pisarzami: Orhanem Pamukiem, Arturem Clarkiem,
i Harukim Murakamim .
W trakcie podróży autor zatrzymywał się w mijanych krajach i miejscowościach.
I znowu przedstawił nam kalejdoskop postaci tam napotkanych. Opisał sytuacje codzienne i niecodzienne, potrawy, zwyczaje.
Reportaży tych nie można czytać jednym tchem, dobrze jest czasem wysiąść z pociągu, poszukać na mapie opisanych miejsc
i ...podziękować autorowi, że zabrał nas w tą niezwykłą podróż.
Danuta Chrapkiewicz Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Sándor Márai, Magia, Warszawa, Czytelnik, 2008.
Książka wybitnego węgierskiego pisarza XX wieku Sándora Márai, pt. Magia zawiera zbiór opowiadań o różnorodnej tematyce.
Autor opisuje ludzkie losy, niezwykłe sytuacje i momenty zwrotne w życiu bohaterów.
W opowiadania, w których występują niekiedy postaci historyczne, autor wplata także fikcję.
Powracającym wątkiem jest tytułowa magia – tajemnicze, niewytłumaczalne siły kierujące ludzkimi losami,
prowadzące do wydarzeń wzruszających, dramatycznych, a czasem po prostu zaskakujących.
Opowiadania Márai pobudzają czytelnika do refleksji i przemyśleń dotyczących ludzkiego życia, ukazują determinację postaw i decyzji.
W opowiadaniu Odległość autor przedstawia pilota nadmiernie zafascynowanego lotami, rozbicie jego rodziny, a w końcu śmierć w katastrofie.
Bezradność i zakłopotanie ukazuje w opowiadaniu Węzły, gdzie brak zrozumienia i kompromisu pomiędzy małżonkami prowadzi do klęski małżeństwa.
Opowiadanie Lekarz przedstawia ogromne zaangażowanie głównego bohatera w niesienie pomocy chorym,
zarazem krzywdzące dla jego najbliższej rodziny. Rozterkę człowieka, do którego uśmiechnął się los, spełniając jego wielkie marzenie,
opisuje opowiadanie Wygrana. Inna historia dotyczy udręki zazdrosnej żony, która niszczy sobie życie poszukując kobiety rywalki,
być może nieistniejącej, której imię mąż wymówił tuż przed śmiercią. To, że "Los jest mądrzejszy i rozsądniejszy niż ludzki zamiar"
Márai ukazuje w opowiadaniu Podarunek – tajemnicze siły kierowały inżynierem, który uniknął katastrofy lotniczej
wybierając w ostatniej chwili mniej komfortowy samolot. Beznadziejność ludzkiego oczekiwania, dramat życia więźnia przebywającego
za kratami za poglądy polityczne, to treść opowiadania Zadanie. Znaczenie tytułu zbioru znajdujemy w opowiadaniu Magia.
Autor twierdzi, że "pisanie to magia, która jest czarem, czarodziejstwem, która ma siłę oddziałującą na życie...".
W zasobach Biblioteki nie ma Magii, jest natomiast powieść Żar.
Maria Belczyk Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Michal Viewegh, Wychowanie dziewcząt w Czechach, Opole, Świat Literacki, 2005
Wbrew pozorom omawiana książka należy do literatury trudnej i jeśli czytelnik nastawił się na lekturę tradycyjnej powieści z wyraźnie zaznaczonym wątkiem narracyjnym,
może się nieco pogubić.
Bogaty biznesmen o wątpliwej reputacji pragnie, by jego córka oddała się karierze literackiej. Proponuje młodemu nauczycielowi, skądinąd dobremu pisarzowi,
zatrudnienie w roli korepetytora. Jednak dość szybko te lekcje twórczego pisania przedzierzgają się w skomplikowany romans.
Mamy więc swoisty melodramat pełen tragikomicznych epizodów, trochę przywodzący na myśl powieści Ivana Klimy a trochę kino Pedro Almodovara czy Jima Jarmuscha.
Jednak istotnym tematem tej książki jest problem kondycji intelektualnej i duchowej współczesnego człowieka.
Powieść przeplatana jest szeregiem cytatów ze znanych dzieł literatury, które układają się w formę swoistego collage'u.
Autor chce nam w ten sposób dać do zrozumienia, że wszystko co istotne zostało właściwie powiedziane,
a literatura jest już dziś zaledwie swym własnym pogłosem – kakofonią, w jaką składają się echa wciąż nowych produkcji.
" O powieści postmodernistycznej, z podkreślonym cytatem Rolanda Barthesa: Oryginalność nie istnieje.
Żyjemy w swoistej wielkiej wymianie, w wielkim intertekście. Idee krążą, język również. I tym jedynym, co możemy robić i do czego przywyknąć, to ich kombinowanie.
A przecież jedna idea nie została stworzona: ona jest tutaj niczym rodzaj wielkiego rynku w wielkiej gospodarce.
Myśli krążą, zatrzymując się tylko w pewnym momencie po to, żeby je porównać. Wtedy bodaj tak jak w filmie, dochodzi do ich montażu. I tak powstaje dzieło".
"W ciągu niespełna czterdziestu minut za pomocą dwudziestu cytatów przerobiłem kompletnie wszystko: rozpad tradycyjnych wartości,
narastającą alienację, kult konsumpcjonizmu, kryzys rodziny, zanik wiary w Boga oraz utratę tożsamości.
I jeszcze mi zostało dziesięć minut na podsumowanie i powtórkę. Po prostu wzorowa lekcja.
Odczuwałem zadowolenie z siebie.
— Amen – rzekła Beata."
Autor dość przewrotnie ukazuje znikomą rolę społeczną pisarza, nauczyciela oraz intelektualisty
w nowej postkomunistycznej rzeczywistości. Po mistrzowsku przyswaja sobie charakterystyczną,
swoiście czeską perspektywę spojrzenia na świat – dobroduszny, ale gorzki realizm rodem z Haška i Hrabala.
Nie chcemy żadnego przełomu. Reform było już tyle, że wszyscy mają dosyć, Peter Pit'ha
Jednak dominantę w powieści Viewegha stanowi temat autentyczności życia w konfrontacji z modą lub tym, co narzucone przez dyktat polityki
mimo zmieniających się systemów władzy. Gdzieś między wierszami autor stawia pytanie czy to, co tak pochopnie zwykło się określać mianem kultury mieszczańskiej,
zawsze musi wiązać się nieautentycznością, czy też być może stanowi ono wypróbowany sposób obrony minimum ludzkiej prywatności.
Poza tym autor ma świadomość, że w sferze kultury każda próba zerwania maski okazuje się w końcu tylko odmiennym i bardziej wyrafinowanym
fortelem mistyfikacji. Każda opowieść o życiu, każda wersja zdarzeń jest zawsze pewnym tekstem, który umiemy
porównywać tylko z inną opowieścią, która istnieje dla nas jako tekst. Jednak recytując na wyrywki kanon całego tego postmodernistycznego
"fikcjonalizmu" autor nie kryje sympatii dla poglądu na świat, który wywodzi się z tradycji twórczości Haška.
Autor pozostaje w zgodzie z tradycją swoich przedników, stając w po stronie tego, co oparte na poczuciu zdrowego rozsądku, domowe i ciepłe.
Jeśli dla Wychowania dziewcząt w Czechach szukać szerszych kontekstów literackich, dobrym układem odniesienia byłaby także twórczość Chorwata Bory Cośića,
autora powieści Rola mojej rodziny w światowej rewolucji. Tym co wspólne w obrazach ukazanych przez obu pisarzy, jest subtelna i pełna humoru
ironia, jaką manifestują oni wobec prądów intelektualnych, ideologii i mód, narzucanych im nachalnie jako "obowiązującą" nowoczesność.
Nie próbując się im przeciwstawić wprost, traktują je jak "złą pogodę", którą należy jakoś przeczekać. Zbierają więc ile to możliwe, drobne spostrzeżenia
demaskujące absurd i przewrotność – zarazem subtelną nieobowiązywalność świata, któremu próbują się w ten sposób inteligentnie wymknąć.
Poleca Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Tomasz Lem, Awantury na tle powszechnego ciążenia, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2009.
Awantury na tle powszechnego ciążenia Tomasza Lema to fascynująca opowieść o niezwykłym człowieku, jakim był pisarz Stanisław Lem.
Biografia –zredagowana przez syna pisarza na podstawie jego wspomnień, a także fragmentów listów, jakie Stanisław Lem pisywał do przyjaciół –
ma charakter dokumentu, gdyż autor szczerze opisuje życie i zachowanie ojca bez wywyższania go, idealizowania i upiększeń.
Życie opisane w tej opowieści budzi zarówno podziw, jak i sympatię do Stanisława Lema. Podziw dla jego wiedzy, wyobraźni, fantazji,
dorobku literackiego, a także umiejętności dzielenia swego czasu między sprawy zawodowe i rodzinę. Sympatię, bo pomimo miłości,
szacunku i podziwu, jakim syn darzył ojca, potrafił przedstawić go jako człowieka o wielu zaletach, ale także wielu wadach i słabostkach. Dzięki
temu portret pisarza jest ciekawy i wielobarwny. Pozycja jest godna polecenia, a szczególnie czytelnikom książek Stanisława Lema.
Stanisława Słopnicka Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Pascal Mercier, Nocny Pociąg do Lizbony, Noir sur Blanc, Warszawa 2010
Bohaterem prezentowanej powieści jest Raimund Gregorius, nauczyciel mieszkający w Szwajcarii.
Pewnego razu natrafia na książkę Portugalczyka Amadeusza Prado będącą swoistym pamiętnikiem intelektualnym, zawierającym zapiski z czasów dyktatury Salzara.
Akcja powieści toczy się w świecie współczesnym. Czytelnik jest świadkiem dość niejasnych perypetii, które zdają się służyć
jedynie za kanwę do ujawniania fragmentów intrygujących pamiętników portugalskiego autora.
Właściwie te przytoczenia przykuwają naszą uwagę bardziej niż losy samego Gregoriusa – bohatera, który zdaje się cieniem wielkiej literatury dawnych epok.
Opowieść jest surowa, niekiedy przypomina abstrakcyjny obraz, albo nowoczesne wnętrze zredukowane do kilku przedmiotów.
Jesteśmy w tekście, jak wśród nowoczesnej architektury – hiperfunkcjonalnej, nie pozostawiającej miejsca na wrażliwość i tradycyjną psychologiczną głębię.
Świat przedstawiony w powieści jest "postnowoczesny" także z innego powodu. Problem ludzkiego wnętrza, duchowej biografii sprowadza się w nim właściwie do tekstu – istnieje jako tekst.
Ten minimalizm jest w powieści podyktowany celowym zamysłem konstrukcyjnym. Proza zdaje się inkrustowana fragmentami pamiętnika,
które wielu wypadkach przywodzą na myśl odniesienia do tradycji wielkiej literatury.
Oczywiście warto w tym miejscu przypomnieć znane z historii filozofii problemy świadomości i doświadczenia czasu.
Myśli wyłożone kiedyś przez Bergsona, wywarły wpływ na literaturę i szczególnie w dziele Prousta znalazły swoją genialną aplikację.
Jak wiadomo, granice i kształt świata przeżywanego konstytuują nasza wyobraźnia i pamięć. Tożsamość przedmiotów naszego doświadczenia – osób i miejsc –
kształtuje się zawsze jak gdyby w otoczce naszych wspomnień i marzeń. Jakaś aura, tło, współtworzą istotę tego, co nam najbardziej bliskie.
Dla Prousta fikcja literacka postrzegana jest jako pomost ku realności, jako warunek zrozumienia i uchwycenia tego, co (w potocznym sensie) "rzeczywiste":
(...) przeszłość ukryta jest w przedmiotach jak duch zaklęty w drzewie wg wiary Celtów. — (Proust, W poszukiwaniu straconego czasu, I. s. 73)
Lub w Uwięzionej:
(...) zapach gałązek w mroźnym powietrzu niby kawał przeszłości (...) ławica lodowa oderwana od dawnej zimy (...) nasycona jakimś zapachem — (Proust, W poszukiwaniu straconego czasu, V, s. 21)
Wszystko to już wiemy, lub przynajmniej Pascal Mercier zakłada, że wiemy, wklejając w tekst fragmenty, dające się odczytać jako literacki pastisz. Oto przykłady:
Ale jeśli wyruszamy by zrozumieć czyjeś wnętrze? Czy ta podróż kiedykolwiek dobiega końca?
Czy dusza jest miejscem faktów, czy tez rzekome fakty są tylko złudnymi cieniami naszych historii? — (Pascal Mercier, Nocny Pociąg do Lizbony str. 258)
Żyjemy tu i teraz, wszystko, co było wcześniej i w innych miejscach, jest przeszłością, w większości zapomnianą i w niewielkim stopniu dostępną jeszcze w nieuporządkowanych
fragmentach wspomnień, które chaotycznie rozbłyskują i ponownie gasną.
Wciąż tam jestem, w tym odległym miejscu w czasie, nigdy nie odszedłem, lecz żyję rozpostarty w przeszłości albo w niej zakotwiczony.
Przeszłość jest teraźniejszością, nie tylko w formie krótkich epizodów rozbłyskującej pamięci.
Tysiące zmian, które popchnęły czas naprzód – mierzone bezczasową teraźniejszością czucia są ulotne i nierzeczywiste niczym sen i złudne jak marzenia senne (...).
Jesteśmy rozpostarci nie tylko w czasie. Także w przestrzeni rozciągamy się Dalego poza to, co widoczne.
Zostawiamy część siebie, gdy opuszczamy jakieś miejsce, zostajemy tam, choć odjeżdżamy. I istnieją w nas rzeczy, które możemy odnaleźć ponownie tylko wtedy, gdy tam powrócimy.
Jedziemy do samych ciebie, podróżujemy w głąb siebie, kiedy monotonny stukot kół zabiera nas do miejsca, gdzie przemierzyliśmy pewien odcinek naszego życia, jakkolwiek byłby krótki.
Kiedy po raz drugi stawiamy stopę na peronie obcego dworca, słyszymy głosy z megafonu i czujemy niepowtarzalne zapachy,
wtedy ponownie znajdujemy się nie tylko w tym dalekim miejscu, lecz także w głębi własnego wnętrza, w nierzadko bardzo odległym zakątku naszej istoty,
który jeśli przebywamy gdzie indziej, tkwi w całkowitej ciemności i jest niewidoczny. — (Pascal Mercier, Nocny Pociąg do Lizbony str. 216-217)
Poniżej fragment, który daje się odczytać jako wielka metafora ludzkiej egzystencji i byłby zapewne doniosłym odkryciem, gdyby nie mnóstwo innych, znanych już w literaturze podobnych rewelacji:
Nie wsiadłem z własnej woli, nie miałem wyboru i nie znam celu podróży. Pewnego dnia w odległej przeszłości o budziłem się w przedziale i poczułem ruch.
To było ekscytujące, nasłuchiwałem stukotu kół, wystawiałem głowę na wiatr i cieszyłem się prędkością, z jaką rzeczy przesuwały się obok mnie.
Pragnę, żeby pociąg nigdy nie przerywał biegu. W żadnym razie nie chcę, żeby zatrzymał się gdzieś na zawsze.
To w Coimbrze, w twardej ławce na Sali wykładowej, uświadomiłem sobie, ze nie mogę wysiąść. Nie mogę zmienić biegu torów i kierunku.
Nie decyduję o prędkości. Nie widzę lokomotywy i nie mogę stwierdzić, kto prowadzi ani czy maszynista wydaje się godny zaufania.
Nie wiem, czy właściwie odczytuje sygnały i czy zauważa, gdy jakaś zwrotnica została źle ustawiona. Nie mogę zmienić przedziału.
Widzę przechodzących na korytarzu ludzi i myślę: pozostałe przedziały wyglądają zupełnie inaczej niż mój.
Nie mogę jednak pójść i sprawdzić, konduktor, którego nigdy nie zobaczę, zaryglował i zapieczętował drzwi.
Otwieram okno, wychylam się mocno i widzę, że wszyscy pozostali robią to samo. Pociąg jedzie po łagodnej pętli.
Ostatnie wagony są jeszcze w tunelu, a pierwsze już ponownie do niego wjeżdżają. Może pociąg jeździ w kółko, nieustanie, i nikt tego nie zauważa, maszynista też nie?
Nie mam pojęcia jak długi jest pociąg. Widzę wszystkich pasażerów jak wyciągają szyje, by coś zobaczyć i zrozumieć. Witam się z nimi ale wiatr rozwiewa moje słowa.
(...)
Czy konstruktor był pijakiem? Szaleńcem? Diabolicznym szarlatanem?
W przedziałach leżą rozkłady jazdy. Chcę przeczytać, gdzie się zatrzymamy. Strony są puste.
Na dworcach, na których stajemy, brak tabliczek z nazwami miejscowości. Ludzie z zewnątrz rzucają ciekawe spojrzenia na pociąg.
Szyby są zamglone z powodu częstej niepogody — (Pascal Mercier, Nocny Pociąg do Lizbony str. 321)
Z tysięcy doświadczeń, które, zbieramy, najwyżej jedno wyrażamy w słowach (...) Wśród wszystkich niemych doświadczeń kryją się te,
które niezauważenie nadają naszemu życiu formę, barwę i melodię. — (Pascal Mercier, Nocny Pociąg do Lizbony str. 321)
I jeszcze raz, już na koniec, o syntetyzującej roli wyobraźni w budowie naszego świata przeżywanego autor pisze:
Życie nie jest tym, co przeżywamy, jest tym, co wyobrażamy sobie, że przeżywamy. — (Pascal Mercier, Nocny Pociąg do Lizbony str. 376)
Zdaje się, że właśnie te cytaty wyrażają myśli, którymi autor tak naprawdę chce się z nami podzielić.
Jednak bez tej nowoczesnej oprawy wszystko to mogłoby zakrawać na sentymentalne wynurzenia lub – co gorsza – wtórność, której w literaturze naszych czasów nikomu się nie wybacza.
Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Jan Sztaudynger, Anna Sztaudynger-Kalisiewicz, Chwalipięta, czyli rozmowy z tatą, 2009, Wydawnictwo Literackie
Książka jest zapisem rozmów Jana Sztaudyngera z córką Anną, które miały miejsce w ostatnich miesiącach jego życia – od stycznia do września 1970 roku.
Praca nad Chwalipiętą była, jak wspomniała później Anna Sztaudynger, lekarstwem zapewniającym jej ojcu dobry nastrój nawet wtedy, gdy fizycznie był już w bardzo złej formie.
Zapis dialogów układa się w pewnego rodzaju leksykon – poszczególne fragmenty są zatytułowane na zasadzie haseł.
Sztaudynger opowiada o wydarzeniach z różnych okresów życia – czasy szkolne, wojsko, okupacja, Teatr Lalek. Snuje refleksje na temat swojej twórczości,
wspomina rodzinę i przyjaciół, wśród których znajdowało się wiele znanych osób.
Z książki wyłania się nie tylko interesujący wizerunek samego Sztaudyngera. Jednak zdecydowanie lepiej pomogą nam w tym wspomnienia zawarte w tomie Szczęście z datą wczorajszą.
Jeszcze jeden ciekawy trop: Zakopane. Kto ma szczęście tam trafić, może posłuchać wspomnień pani Anny Kalisiewiczowej, która w zakopiańskim "Domu pod Koszystą", odzyskanym z ogromnym trudem, wynajmuje pokoje turystom.
Jan Sztaudynger powinien doczekać się swojej biografii, gdyż był człowiekiem, którego życie przypadło na czas, gdy zmieniał się świat,
zmieniły obyczaje i nieustannie należało podejmować decyzje, na które nie było się przygotowanym – tak były trudne.
Twórczość Sztaudyngera, oprócz fraszek, jest mało znana. Jego poezje zostały po raz ostatni wydane w 1974 roku.
Jedynie fraszki w tomie Piórka prawie wszystkie przypomniano w 2007 roku. Wiele osób z młodszego pokolenia nie zdaje sobie sprawy,
że "mówi Sztaudyngerem". Humor, liryzm, zachwyt nad przyrodą, no i nieustanne uwielbienie dla płci pięknej, stwarza wrażenie, że pisarz był człowiekiem bez trosk i kłopotów.
A przecież ciągle zmagał się z ciężką chorobą i oporem urzędów w walce o swoje miejsce na ziemi.
Jan Izydor Sztaudynger jest dla mnie człowiekiem, który był bohaterem, a jego fraszki znaczyły więcej niż wzniosłe tyrady.
Danuta Chrapkiewicz Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Orhana Pamuka, Stambuł, Kraków, 2008, Wydawnictwo Literackie
Jak autor Stambułu sam zaznacza, to książka o jego Stambule. Książka zawiera historię rodziny, wspomnienia i przeżycia związane z miastem, w którym się urodził i mieszkał przez wiele lat.
Wychowywał się w zamożnej wielopokoleniowej, tradycyjnej rodzinie tureckiej i od dziecka był otaczany miłością.
Rodzice byli skłóceni ze sobą i często wyjeżdżali, zwłaszcza ojciec pozostawiając go u dalszej rodziny. Będąc dzieckiem bardzo wrażliwym, odczuwał silnie tę niecodzienną atmosferę również,
jako opuszczenie przez najbliższych. Stad też wziął się jego smutek, zagubienie i fantazje.
Jako dziecko Pamuk obserwował Stambuł z okien domów, w których mieszkali rodzice a jako młodzieniec w czasie długich wędrówek po mało znanych dzielnicach, uliczkach i zaułkach.
Miasto odzwierciedlało stan jego ducha, było dla niego miastem upadającym, smutnym, biednym, bez przyszłości.
Świadczyły o tym niszczejące pałace i rezydencje dawnych właścicieli, zaniedbane dzielnice, ruiny domostw i bieda mieszkańców.
Autor często wspominał również Bosfor i zatokę Złoty Róg jako część miasta, która dla dużej rzeszy rybaków i różnego rodzaju przewoźników była źródłem utrzymania,
a dla ludzi zamożnych miejscem wypoczynku. Dla autora osobiście również źródłem przyjemności, obserwacji i niejednokrotnie niezwykłych przeżyć w czasie gdy widok z jego okna obejmował część zatoki.
Niestety z biegiem lat na zatoce ruch był coraz mniejszy, zanikały możliwości zarobku, zmienił się styl życia i znaczenie zatoki malało.
Autor widział i odczuwał ten upadek miasta, kiedyś bogatego i pięknego, który nastąpił w wyniku zdarzeń historycznych niezależnych od jego mieszkańców,
jak upadek imperium osmańskiego, wojny, przeniesienie stolicy do Ankary. Mieszkańcy zagubieni w tych zdarzeniach według autora poddali się im biernie, sami popadając w zniechęcenie i smutek.
Autor był bardzo dobrym i wnikliwym obserwatorem. Wiążąc swoje przeżycia z życiem i charakterem miasta poświęcał dużo czasu i uwagi aby odczuć jego atmosferę
i zmiany jakie następowały pociągając za sobą zanikanie dawnego stylu życia.
Czytając kolejne rozdziały poznajemy Stambuł zwykłych zdarzeń, którego nigdy nie odkrywa turysta. Może go tak poznać tylko jego mieszkaniec i to wówczas gdy pokocha
i zrozumie to miasto tak jak autor.
Istotne znaczenie dlla czytelnika ma bardzo duża ilość fotografii i rycin zamieszczonych na kartach tej fascynującej opowieści o mieście,
przybliża bowiem i pozwala na lepsze zrozumienie piękna i kultury, które odchodzą w przeszłość.
Stanisława Słopnicka Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Agata Christie, Śledztwo na cztery ręce, Warszawa, 2005, Wydawnictwo Dolnosląskie
Agata Maria Klarysa Christie żyła lat 85, zmarła w Londynie w 1976 r. Tworzyła literaturę kryminalno-sensacyjną według dość nietypowego schematu.
Wymagała od czytelnika uwagi w czasie czytania. Uczyła kojarzenia faktów, celem było znalezienie przyczyn i konsekwencji zaistniałych sytuacji, ujętych w danej powieści.
Agatha Christie stara się ukryć w swoich utworach przestępcę, zmuszając czytelnika do wnikliwej analizy sytuacji. Czasem nawet posuwa się do eksperymentu, czyniąc mordercą detektywa.
Przestępstwa u autorki rozwiązują się jakby z przypadku. Fabuła inaczej się zapowiada, a koniec akcji jest niespodzianką.
Myślę, że literatura autorstwa pani Christie ma jeszcze taką zaletę, że stosując metodę kojarzenia faktów czy logicznego myślenia można sobie pomóc w codziennym życiu.
Jest jeszcze coś, co mnie ekscytuje. Autorka na przykładzie detektywa Poirota wykazuje, że psychiczna nadwrażliwość i dziwactwa nie są przeszkodą w genialnym i konstruktywnym myśleniu.
Śledztwo na cztery ręce jest dziełkiem będącym prawdopodobnie literacką wprawką znalezioną po śmierci autorki, przyjmującą
nieco dziwną formę rozdziałków i podrozdziałków, co w sumie dało ich aż dwadzieścia trzy.
Każdy z nich dotyczy innej sprawy prowadzonej przez Międzynarodową Agencję Detyktywistyczną założoną przez nieco znudzone małżeństwo Beresford.
Elżbieta Jędrysik Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Wisława Szymborska, Miłość szczęśliwa i inne wiersze, Kraków, 2007, Wydawnictwo a5
Jak pisać o Szymborskiej?
Wielokrotnie zadawałam sobie to pytanie czytając jej poezję.
Komitet Noblowski w 1996 r. w uzasadnieniu przyznania poetce nagrody napisał –
"za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości".
Wisława Szymborska urodzona 2 lipca 1923 r. w Bninie pod Poznaniem polska poetka, eseistka, felietonistka, tłumaczka i krytyk literacki,
członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Polskiej Akademii Umiejętności, całe swoje życie związała z Krakowem.
Na Uniwersytecie Jagiellońskim ukończyła polonistykę, następnie studiowała socjologię i chociaż nie ukończyła tego kierunku, ma on wpływ na jej twórczość.
Jej wiersze tłumaczono na angielski, francuski, niemiecki, holenderski, hiszpański, czeski, słowacki, szwedzki, bułgarski, albański i chiński.
Mój pierwszy kontakt z poezją Pani Wisławy to rok 1965, kiedy Łucja Prus na festiwalu w Sopocie śpiewała jej wiersz Nic dwa razy.
Miłość szczęśliwa i inne wiersze jest zbiorem zawierającym "liryki miłosne i wiersze o miłości", jak pisze Ryszard Krynicki, który po wielu namowach uzyskał od poetki prawo
do wydania w Polsce jej twórczości.
Fenomen poezji Szymborskiej polega między innymi na tym, że stworzyła własny styl i własny nieporównywalny z nikim język oraz formę kontaktu z czytelnikiem.
W jej lirykach miłosnych nie znalazłam czułostkowości i sentymentalizmu, ale filozofującą głębię bytu i niebytu w relacjach międzyludzkich, kiedy w wierszu Dworzec niebyt staje się aktem bytu.
W Przy winie daje się odczuć zachwyt nad stwórczą siłą miłości, kiedy ludzie wzajemnie siebie wymyślają, a na następnej stronie, w wierszu bez tytułu,
zadumę i dystans do tematu i wymiaru przeżyć.
Ciepło i poczucie humoru charakterystyczne dla poezji noblistki znalazłam w wierszu Podziękowanie, w którym zwraca uwagę, ile w nasze życie wnoszą ludzie,
którym na co dzień nie poświęcamy zbyt wiele uwagi.
O Wisławie Szymborskiej i jej twórczości można napisać książkę, ale nie mnie ją pisać.
Ja mogę tylko chylić czoło przed wielkością jej twórczości i osobowości. Zakończę cytatem z jej wypowiedzi o sobie "Wisława Szymborska – osoba, która nie chce być osobistością".
Urszula Rąpała Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Bohumil Hrabal, Piękna rupieciarnia, Wołowiec, 2006, Wydawnictwo Czarne
Bohaterem esejów zawartych w zbiorze jest sam Hrabal. W sposób dowcipny i autoironiczny opowiada, w jaki sposób zdobywa doświadczenia, z których buduje później fabuły swoich powieści.
Współtwórcami jego książek, jak sam pisze, są tysiące ludzi, z których przeżyć i przygód tworzy narrację. W ich rozmowach odnajduje myśli godne filozofów i mędrców.
Pisania nauczył się, jak cygan gry na skrzypcach: "bardziej jestem wróblem niż jaskółką, fruwam, ale zawsze bez znajomości aerodynamiki" – pisze autor.
W Spotkaniu autorskim w Restauracji "Leśna" i innych esejach wiele opowiada o posiadach w piwiarniach, tych głośnych samotniach,
gdzie rozmowy z współbiesiadnikami mieszały się i nakładały na jego własne doznania i przeżycia i one właśnie stanowiły dla Hrabala inspirację późniejszej twórczości.
Poznajemy też wrażliwość Hrabala, pełnego zachwytu i zauroczenia światem i naturą. Przytacza słowa Platona, które są dla niego ważne: "początkiem filozofii jest zachwyt".
Istotnie jego utwory pisane są jak gdyby w zachwycie nad wszystkim, o czym pisze. Bardzo emocjonalnie traktuje swoich bohaterów i sytuacje.
W eseju Moja Libeń, który jest opowieścią o przemijaniu, wspomina utracony świat swego dzieciństwa.W Odnalezionej ósemce wraca do początków swojego pisarstwa, poczynając od wierszy,
aż do pełnego rozkwitu talentu prozatorskiego, objawionego w powieściach, w których daje świadectwo zmianom zachodzącym w świecie.
Chociaż nie zawsze je akceptuje, musi się z nimi pogodzić, ponieważ są.
Partnerstwo dla pokoju albo czekając na Godota jest opowieścią przekorną, nieco surrealistyczną,
w której autor poddaje w wątpliwość celowość spotkań i rozmów przywódców świata, będących czczą gadaniną nie przynoszącą oczekiwanego dobra społeczeństwu.
Należy jeszcze napisać o pięknie bogatej w metafory hrabalowskiej prozy. Długie zdania, niejednokrotnie zajmujące pół strony lub całą,
stanowią pewną trudność dla czytelnika. Na pewno warto nie tracić cierpliwości i rozsmakować się w poetyce i liryźmie tej prozy.
Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem, Warszawa, 2003, Fundacja Zeszytów Literackich
Zbigniew Herbert uważa, że idealny podróżnik to ten, który potrafi wejść w kontakt z przyrodą, ludźmi, ich historią, a także sztuką i dopiero poznanie tych elementów jest początkiem wiedzy o badanym kraju.
Swoją podróż po Holandii Herbert rozpoczyna opisem krajobrazu równinnego, dużych połaci kraju położonych niżej poziomu morza. Stąd liczne tamy,
które zapobiegają wylewom morza, bowiem otaczają ten kraj kanał La Manche i Morze Północne.
Zwiedzanie Holandii zaczyna od postoju w Veere, mieście niegdyś sławnym, ludnym, bogatym, obecnie jednak pozbawionym życia.
Ulice i place puste, okiennice zamknięte, jedynie plac z ratuszem jest dowodem świetności, na którym historia zostawiła ślad.
W swoich wędrówkach dotarł do doliny rzeki Lek, której położenie jest nieckowate i intensywnie zielone, skąd w dali widać niezliczone ilości wiatraków.
Dotarł do pięciu muzeów regionalnych, wymienia w książce nazwy eksponatów świadczących o żądzy posiadania mieszkańców Holandii.
Holandia jest deltą, morze wdziera się w głąb lądu od zachodniej prowincji Zelandii, grożąc zalaniem dużych połaci kraju.
Autor książki wybrał jako cel podróży Holandię, gdzie mógł obficie nasycić się jej kulturą, dziełami sztuki,
osiągnięciami w malarstwie, poznać nazwiska wybitnych artystów, którzy w różnych epokach ukazywali określone gatunki tematyczne na swoich płótnach.
Herbert w swych spostrzeżeniach dochodzi do wniosku, że największym malarzem krajobrazu jest Jacob van Ruysdael.
Właśnie on w sposób nadzwyczajny ukazuje wzajemną harmonię walorów atmosferycznych i kształtu chmur.
Zaś typowe motywy obrazów Jana van Goyena to krajobrazy wybrzeży morskich, rozlewisk, wydm, kanałów, rozległych horyzontów i widoków miast.
Wymienia również takich malarzy jak Rembrandt, Vermeer i wielu innych.
W wieku XVI i XVII podaż obrazów byłą ogromna, przewyższała znacznie popyt, nie istniała wówczas krytyka artystyczna, a spekulacja dziełami sztuki była bardzo rozwinięta.
Zapotrzebowanie na obrazy było ogromne, bardzo ceniono krajobrazy, sceny rodzajowe, martwe natury. Znacznie mniejsze było zapotrzebowanie na obrazy o tematyce historycznej.
Dlatego malarze często dostosowywali się do wybranej tematyki.
Sytuacja materialna artystów nie zawsze była zadowalająca. Dzieła Rembrandta były wysoko cenione, inni malarze byli często traktowani po macoszemu.
Bywało, że obrazy sprzedawano po śmiesznie niskiej cenie, były przedmiotem spekulacji, handlowano nimi na różne sposoby.
Malarze holenderscy płacili swoimi obrazami niemal za wszystko, zaciągano pożyczki pod zastaw obrazów, płacono nimi długi, wyrównywano różne rachunki.
Zdarzało się, że nawet najwybitniejsi malarze imali się różnych zawodów w celu zapewnienia rodzinie bytu.
Na rynku pojawiały się również obrazy tandetne, duża ilość kopii, zaś handel fałszowanymi obrazami rozwijał się na wielką skalę.
Następną pasją Holendrów stała się hodowla tulipanów. Natura tego kraju zmuszała do gospodarki na małych przestrzeniach.
Zboże sprowadzano z zagranicy, bo ziemi było mało, część ziemi przeznaczona była na pastwiska, sady, ogrody.
Tulipan jest darem wschodu, nazwa pochodzi z perskiego "turban". Kwiat ten szybko rozprzestrzenił się w Europie,
a w Holandii zaczęto go hodować na wielką skalę. Zdołano wyhodować różnorakie odmiany tulipanów, które budziły podziw harmonią barw, kształtem.
Uznawany był za kwiat monarchów, bogaczy, był bardzo cenny, a botanicy twierdzili, że wyraża elegancję i zadumę.
Tulipan panował na polach całej Holandii, przynosząc hodowcom fortunę, a jego hodowla osiągnęła szczyt doskonałości.
Obecnie nie ilość tulipanów odgrywa rolę dominującą, lecz jakość. Hodowcy pracują nad wyprodukowaniem jednego tulipana o konkurencyjnych kolorach, kształcie i wielkości.
Sporo uwagi poświęca Herbert w swej książce mieszczaństwu, a w szczególności Gerardowi Terborch.
Jako ośmioletni chłopiec zabłysnął dużym talentem malarskim. Początkowo pobierał nauki od ojca – sprawnego grafika, a w wieku 17 lat stał się już malarzem wyzwolonym.
Dalsze jego losy to podróże po różnych krajach, natomiast w wieku czterdziestu lat osiadł w małym mieście Deventer, z dala od centrów artystycznych.
Malował obrazy o tematyce historycznej, portrety grupowe lub portrety wybitnych postaci. Wszedł do historii sztuki jako malarz tematów rodzajowych i portrecista.
Malował również dzieci według własnej wyobraźni, a także kobiety, ukazując ich osobowość, psychikę, wrażliwość, nastrój.
Zależnie od tematyki obrazu posługiwał się różnorodną gamą kolorów. Na szczególną uwagę zasługuje obraz "Ojcowskie napomnienie".
Malarzem nazywanym Orfeuszem martwej natury był Torrentius. Wiódł życie burzliwe, dramatyczne. Człowiek o wybujałej wyobraźni i fantazji, lubił zabawy, uczty,
uwodził kobiety, brnął w długi, a nawet stanął przed sądem za niemoralne prowadzenie oraz za związki z siłami nieczystymi.
Torrentius nie przyznał się do stawianych mu zarzutów, mimo to skazany został na tortury i 20 lat więzienia w ścisłej izolacji od świata, bez medycznej pomocy i możliwości uprawiania zawodu.
Król Anglii Karol I wysłał prośbę do władz holenderskich o uwolnienie Torrentiusa i po uwolnieniu wysłał go do Anglii na stały pobyt.
Niepoprawny malarz po kilku latach jednak wraca do Holandii, tam zatrzymany i poddany torturom umiera. Dzieła jego zostały zniszczone, a tylko
niewielka liczba, skazana na żywot sekretny i zazdrośnie strzeżona przez kolekcjonerów, ocalała. Wśród nich obraz "Martwa natura z wędzidłem", który dla wielu historyków sztuki jest wielką niewiadomą.
W rozdziale "Temat niebohaterski" Herbert opisuje walkę wyzwoleńczą Holendrów z Hiszpanami.
Walki toczą się ze zmiennym szczęściem w Niderlandach oraz pod Lejdą. Po 4 miesiącach walk sytuacja stawała się coraz bardziej krytyczna z powodu braku żywności,
i pieniędzy oraz zarazy, która pochłonęła 6 tysięcy ofiar. Ponieważ Lejda nie była portem, leżała w głębi lądu, wojska holenderskie przerwały groblę i zatopiły część pól uprawnych i pastwisk.
W zawrotnym tempie zbudowały statki i oswobodziły Lejdę. Wojska hiszpańskie zmuszone zostały do wycofania.
Holendrzy walczyli 80 lat o niepodległość, dając dowody męstwa i wytrwałości i wykazując duże talenty organizacyjne.
Zasługują na miano prawych obywateli umiejących bronić interesów swojego kraju. Holandia nie posiadała stałej liczby wojska, nie chlubiła się wojnami i najazdami na inne kraje.
Był to kraj artystów, ludzi pogodnych, łagodnych. Dlatego w ich sztuce nie ma podziału na to, co wielkie i małe, ważne i nieistotne, podniosłe i pospolite.
Herbert w swej książce wymienia również szereg postaci zasługujących na szczególną uwagę. A to: Jana van Oldenbarnevelta jako wielkiego polityka, dzielnego kapitana statku Bontekoe,
Gersita o niespotykanym wzroście 2.59 m, Jana Pieterszona wysłanego w celu inspekcji kolonii holenderskich na Jawie i Molukach, gdzie miały miejsce korupcja i pijaństwo.
Wymienia bardzo zdolnego Jana Swammerdana, którego rodzice chcieli, aby studiował medycynę, lecz jego pasją było badanie świata owadów. Wymienia Corneliusa Drebbela – sławnego uczonego
i wynalazcę. Prawdziwą sensację wzbudził pokaz nawigacji łodzi podwodnej. Potęgą swego geniuszu czynił siły przyrody uległe swojej woli.
Budował również maszyny latające, a jego głowa była zawsze pełna pomysłów i wynalazków.
Pisze o wielkim bohaterstwie kilku żeglarzy, którzy wypłynęli w rejs na wielki rekonesans. Dotarli do wybrzeży Nowej Ziemi, gdzie zastała ich bardzo ostra zima i bardzo niskie temperatury.
Energicznie zabrali się do budowy domu, w którym starali się przetrwać, by po kilku miesiącach na dwóch mizernych łodziach ruszyć w drogę powrotną.
Książka Martwa natura z wędzidłem powstała jako trzeci tom opowieści o "złotych wiekach" Europy.
Herbert koncentrował się w niej nad zagadką rozkwitu kultury holenderskiej w XVII w. oraz mistrzami malarstwa holenderskiego. Należy wspomnieć, że Herbert przebywał w Holandii
pierwszy raz w 1967 r., później w 1988 r. i wreszcie w roku 1991, poznając dokładnie kulturę holenderską XVII wieku.
Maria Belczyk Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Majgull Axelsson Dom Augusty,Warszawa, 2006, W.A.B., Wydawnictwo
Powieść Majgull Axelsson – Dom Augusty to saga o pięciu pokoleniach szwedzkiej rodziny żyjących na przestrzeni XX wieku.
Autorka nie umieściła jej w konkretnym tle historycznym, nie zachowała również chronologii wydarzeń.
Przeplatają się w niej wspomnienia o przeszłych pokoleniach z wydarzeniami dotyczącymi osób żyjących, a także baśniami i podaniami ludowymi.
Gdyby nie przedstawione na wstępie drzewo genealogiczne tej rodziny, trudno byłoby się zorientować w kolejności opisanych wydarzeń, jak też stopniach pokrewieństwa bohaterów.
Opowieść dotyczy w zasadzie żeńskiej części rodziny – kobiet niechcianych, niekochanych i odtrącanych.
Dziewczęta dorastające w trudnej domowej atmosferze, bez miłości ze strony najbliższych, były nieszczęśliwe i rozpaczliwie poszukiwały akceptacji i miłości poza domem.
Popełniały te same błędy co ich matki, a skutkowało to przypadkowymi kontaktami seksualnymi, niespodziewanymi ciążami i niechcianymi dziećmi.
Ten ciąg nieudanych i smutnych losów następujących po sobie pokoleń kończy śmierć najmłodszej w rodzinie dziewczyny,
która nie mogąc się odnaleźć w obojętnym, nieprzyjaznym jej otoczeniu i nie widząc dla siebie lepszej przyszłości, odbiera sobie życie.
Lecz czy członkowie rodziny czują się winni? Wyrażają głęboki żal lub smutek? Nie – bo sami wychowywali się bez miłości swych bliskich,
stali się nieczuli, obojętni na cudzą krzywdę i nie potrafili obdarzać miłością innych.
Ta opowieść zmienia stereotyp myślenia o Szwecji jako o kraju zamożnych i szczęśliwych Europejczyków. Tym bardziej, że ostatnie wydarzenia dotyczą niedawnych lat.
Stanisława Słopnicka Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Katarzyny Grocholi Trzepot skrzydeł, Kraków, 2008, Wydawnictwo Literackie
Powieść Katarzyny Grocholi pt. Trzepot skrzydeł zaskakuje czytelnika , gdyż nie jest to wesoła opowieśc o perypetiach miłosnych.
To powieść o toksycznym małżeństwie i przemocy domowej rozgrywającej się za zamknietymi drzwiami mieszkania. Kobieta odgrodzona przez męża od bliskich,
czuje się, jak zamknięta w bunkrze przeciwatomowym, w którym z lękiem, bezwolna czeka na swojego kata. Nie ma sił przeciwstawić się mężowi, a może wstydzi
się tego ciągłego poniżania, sądząc że sama również ponosi część winy. Na skutek pewnych okoliczności udaje się jej pokonać lęk i odnaleźć siłę,żeby wrócić do normalności.
Książka napisana jest przystępnie w konwencji zwierzeń narratorki przed bliską osobą. Opowieść tę powinny przeczytać młode kandydatki
na żony i potraktować jako przestrogę przed pochopnym podejmowaniem decyzji o zamążpójściu.
Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Paweł Huelle Opowieści chłodnego morza (Mimesis i Pierwsze lato), Kraków 2008, Wydawnictwo Znak
W Polsce, chyba ze względu na specyficzne położenie geopolityczne, nie można zapomnieć o historii, przy czym swoją jej wersję mają poszczególne ekipy rządzące, partie, grupy regionalno-środowiskowe,
społeczności lokalne tworzące klimat "małych ojczyzn", zawodowi historycy oraz uczestnicy i bohaterowie wydarzeń.
Paweł Huelle nie ma ambicji historycznych, ale językiem delikatnej ekspresji przedstawia wpływ historii na losy i postawę przeciętnych ludzi,
w tym także grupy wyznawców chrześcijańskiej sekty mennonitów zamieszkałej nad morzem w okolicach Gdańska. Ich losy nie są ułożone chronologicznie,
porządkowanie wydarzeń, ich proces przyczynowo-skutkowy musi się odbyć w umyśle czytelnika, dostarczając mu "rozkoszy łamania głowy".
Autor – jak przypuszczam – świadomie wybrał tę mikrospołeczność, gdyż rządziła się niezwykle surowym prawem zawartym w Świętej Księdze Biblii.
Wybierany przez mennonitów Przewodniczący Zboru wykluczył z sekty Hannę – siostrę Mimesis, gdyż kierując się miłością do Ludwika – chłopca z miasta,
zamieszkała z nim jeszcze przed ślubem. Potem, nie przejmując się wykluczeniem, przyjęła wiarę, którą wyznawał Ludwik, dała się ochrzcić i wzięli ślub w kościele.
Pozwoliła sobie nawet na obrazoburcze stwierdzenie: "wszystkie te brednie, o jakich uczą starcy w zborze to lęk przed światem,
który tak cudownie się zmienia i jak szalony pędzi w nieznaną przyszłość".
Ojciec skonstatował: teraz mam tylko jedną córkę! O Hannie nie wolno było wspominać we wszystkich zborach, na zawsze.
Mennonici, którzy głosili równość i wspólnotę wszelkich dóbr oraz nie brali do ręki żadnej broni, zostali pod koniec XVIw. wyrzuceni z Niderlandów.
Gościny na długie wieki udzielił im Gdańsk. W czasie wojny Niemcy wywieźli ich do obozów zagłady. Przewodniczącego Zboru zastrzelił mąż Hanny.
Jego wiara okazała się za słaba, by powstrzymać go od zbrodni nazistowskiej.
Paweł Huelle wybrał prawdę o człowieku, który –niestety – często kieruje się relatywizmem moralnym.
Czy podobnie jest w sprawie uczuć i ich trwałości? Zachęcam do lektury, gdyż wątek miłosny przeprowadził pisarz subtelnie i zarazem realistycznie.
Stanisław Bystrowicz Dyskusyjny Klub Książki "Nad Lipą" przy MBP w Gorlicach
Mario Vargas Llosa Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki, Kraków 2007, Wydawnictwo Znak
Powieść peruwiańskiego pisarza starszego pokolenia, kandydata do Nagrody Nobla, zaliczana jest do powieści obyczajowych.
Utwór wielowątkowy, ukazujący ważniejsze przemiany obyczajowe i polityczne drugiej połowy XX wieku, w ciekawy sposób przedstawia historię miłości
Ricarda do pewnej tajemniczej dziewczyny o wielu imionach.
Już w tytule czytelnik zostaje uprzedzony, iż w powieści nie będzie miłości romantycznej, natomiast ujawni się erotyzm, do którego pisarz ma szczególne upodobanie.
Słownik podaje, iż szelmostwo to postępki niegodziwe, hultajskie, oszukańcze i podstępne. W tym zawiera się najkrótsza ocena osoby, którą
Ricardo ukochał miłością graniczącą z opętaniem miłosnym.
Główni bohaterowie powieści: Ricardo i owa "niegrzeczna dziewczynka" o wielu imionach zasługują na głębszą analizę psychologiczną, gdyż czytelnik wielokrotnie zadaje sobie pytanie: czy
w życiu, tj. poza powieścią, możliwa jest taka miłość mężczyzny do kobiety – wyrachowanej, zimnej, bez zasad moralnych i zdolności do trwałego związku uczuciowego z drugim człowiekiem.
Autor dość szczegółowo przedstawił ruchy młodzieżowe lat pięćdziesiątych XX w. występujące w Europie, szczególnie we Francji i w Anglii: londyńską rewolucję hipisowską,
grupy skinów i młodzieżowy ruch rewolucyjny. Obserwujemy próby przeniesienia haseł rewolucji kubańskiej do Peru, pucz wojskowy w 1968 roku, trwający w Peru 12 lat,
wydarzenia w Dzielnicy Łacińskiej w Paryżu w 1968 roku, a także koniec dyktatury i powrót demokracji w Peru w 1980 roku.
Pisarz ukazał różne stopnie zaangażowania młodych ludzi w te wydarzenia. Główny bohater powieści jest tylko ich obserwatorem. Swojego życia zawodowego
nie łączy z nowymi hasłami i ruchami politycznymi. Karierę zawodową zawdzięcza studiom, pracowitości, związkom z FAO i innymi agendami ONZ.
Pisarz, ukazując przemiany (transformację świata) w latach 1950-1990, nie kryje swojego rozczarowania ideałami, hasłami i ruchami, które okazały się utopijne,
odrzucone przez społeczeństwo i niszczące swoich krzewicieli.
Powieść skłania do refleksji, ujawnia niszczącą siłę utopijnych haseł politycznych oraz życie bez uznawanych wartości.
Aleksander Szary Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Maria Nurowska, Anders, Warszawa 2008, Wydawnictwo W.A.B.
Do lektury najnowszej książki Marii Nurowskiej właściwie nie trzeba namawiać, tytuł i nazwisko autorki zapewne przyciągną czytelników jak magnes.
Władysław Anders, bohaterski żołnierz, owiany legendą generał polskich nadziei, zwycięski wódz spod Monte Cassino.
Maria Nurowska, niezwykle poczytna pisarka, specjalizującą się w opowiadaniu burzliwych, wojenno-miłosnych historii.
W świadomości Polaków utrwalił się mit generała Andersa jako charyzmatycznego dowódcy i obdarzonego niezwykłą intuicją polityka, który potrafił rozbroić nawet Stalina i uzyskać jego zgodę
na tworzenie polskiej armii z zesłanych w głąb Rosji Polaków. Wyprowadził tę armię z "imperium zła" gdy jeszcze nie był znany los polskich oficerów więzionych w Katyniu, Starobielsku i Ostaszkowie.
Po wojnie na emigracji w Londynie niestrudzenie działał w imię polskiej narodowo-niepodlegościowej sprawy.
Z powieści Nurowskiej wyłania się także inne, mniej znane oblicze Generała, mężczyzny nie pozbawionego ludzkich słabości, szczególnie wobec kobiet.
Książka łączy cechy dokumentalnej biografii i osnutej na autentycznych motywach powieści. Zadowoli więc zarówno miłośników historii i literatury faktu jak i amatorów romansów.
Dodatkowym jej walorem są liczne fotografie, kopie prywatnych listów i historycznych dokumentów np. decyzji o pozbawieniu generała Andersa polskiego obywatelstwa przez Radę Ministrów
z dnia 28.09.1946 roku.
Agnieszka Wrońska
Bohumil Hrabal, Obsługiwałem angielskiego króla, Izabelin 2007, Świat Literacki
Bohumil Hrabal w swojej powieści Obsługiwałem angielskiego króla przedstawia świat kelnerów, pikolaków,
restauratorów. Narrator, w pierwszej osobie, opowiada o losach kelnera-dorobkiewicza, który początkowo zatrudniony jako pikolak,
zafascynowany magią tego zawodu, postanawia pokonywać kolejne szczeble kariery, aż do dorobienia się własnego hotelu.
Na razie wybuch wojny uniemożliwia mu osiągnięcie celu, ale po jej zakończeniu zdobywa potrzebne fundusze.
W nieczynnym kamieniołomie urządza wspaniały hotel, z którego jest niezwykle dumny.
Zdawało się, że osiągnął już stabilizację i w życiu zawodowym wszystko, gdy nadszedł nowy "ład polityczny" w postaci ustroju,
w Czechosłowacji wyjątkowo represyjnego i prymitywnego. Bohater powieści traci hotel i zostaje osadzony w obozie dla milionerów.
Tam odradza się duchowo i po opuszczeniu obozu zmienia gruntownie swój stosunek do życia.
Powieść w sposób naturalistyczny, wiernie odtwarza rzeczywistość, przedstawia ją w sposób szczegółowy.
W powieści Hrabala dominuje groteska. Autor ukazuje świat niezwykłych ludzi, często małostkowych i śmiesznych.
Z groteską często miesza się tragizm wydarzeń i ludzkich losów. Tak właśnie zostały ukazane niesamowitości okresu wojny,
a także okresu powojennego. Postaci i sytuacje przywoływane na łamach powieści, często wydają się nieautentyczne, nierealne,
jak z sennych majaków. Służą jednak odtworzeniu rzeczywistości, która została doprowadzona do absurdu.
Obrazują to np. sceny pracy bohatera w "Europejskim ośrodku hodowli uszlachetnionych ludzi"
lub badania lekarskie przed ślubem z Niemką. Wszystko jest ujęte w groteskowe ramy – niemal znak firmowy powieści Hrabala.
Taki właśnie sposób potraktowania materiału powieściowego przypomina losy Szwejka przedstawione przez Haska w zbliżony sposób.
W pewnym stopniu powieść można również przyrównać do "Foresta Gumpa", gdzie napotykamy podobne sposoby
przedstawienia rzeczywistości. Opowieść Hrabala nie jest pozbawiona wątków romantycznych i sentymentalnych,
jak np. przemiana milionerów podczas ostatniej wieczerzy w obozie lub scena, w której narrator uświadamia sobie miałkość bogactwa,
a zaczyna dostrzegać inne, ponadczasowe wartości w życiu. I tak, jak często powtarza narrator, niewiarygodne stało się faktem.
Na koniec warto zauważyć, że bogactwo i malowniczość treści zawartych w powieści jest doskonałym materiałem na film,
co zresztą zauważono i powieść została sfilmowana.
Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad lipą"
Wojciech Cejrowski: Rio Anaconda, Kolumbia Pelplin Poznań 2006
Na pierwszy rzut oka jest to opowieść pełna humoru, mistrzowski reportaż, fascynujący dziennik podróży.
Wędrujemy wraz z autorem przez dżunglę, spotykamy dzikie plemiona i powoli z tła barwnej narracji wyłania się wątek refleksji
nad problemami cywilizacji i kondycji ludzkiej.
Cejrowski jest konserwatystą. Nie uznaje oświeceniowej wizji postępu.
Naukowo-techniczna przewaga białych nie jest dla niego równoznaczna z wyższością. Z żalem opowiada nam o odchodzącym do historii
świecie dzikich Indian. Daleki jest przy tym od romantycznego sentymentalizmu. Nie łudzi nas wizją pierwotnej idylli – Arkadii,
za którą mielibyśmy tęsknić. Nie pokazuje nam "świętych" dzikusów – ludzi rzekomo czystych, nie tkniętych "złą" cywilizacją.
W pewnym sensie oni, na swoją miarę nie są ani lepsi, ani gorsi od nas. Świat po prostu jest piękny i różny, za co, jak pamiętamy,
tak dziękował Bogu Pan Cogito Podróżnik.
Autor po prostu uważa, że należy chronić, a przynajmniej uszanować to, co dawne i bezbronne.
Gdy pokonując wiele przeszkód dociera na ich terytorium, tubylcy próbują go zabić.
Cudem unika śmierci, po czym udaje mu się zdobyć ich zaufanie, przyjaźń w końcu nawet miłość.
Później do końca jest wobec nich lojalny. Po powrocie zaciera ślady tak, by nie zdradzić tajemnic, które mu powierzyli.
Nawet z publikacją książki zwleka wiele lat, by Indianie zdążyli przenieść swą osadę, a nawet, by wielu z nich zdążyło
spokojnie umrzeć, zanim po jego śladach dotrą do ich świata etnografowie, misjonarze albo zwykli ludzie.
Indianie żyją w swoim pradawnym środowisku i doskonale sobie radzą. Kontakt z nowoczesnością jest dla nich zagrożeniem.
Przybysze z lepszego świata przywożą ze sobą skuteczne lekarstwa, ale także nieznane dotąd choroby.
Przynoszą udogodnienia cywilizacyjne, bez których tubylcy umieli się dotąd obejść, a które ich deprawują.
Nowe wynalazki stwarzają nowe potrzeby, więc póki nie ma wynalazków pewne potrzeby nie są po prostu znane.
Indianie są przesądni, ale te ich przesądy zawierają skondensowaną mądrość przodków. Przesądy są być może
"błędne" z punktu widzenia europejskiej nauki, ale ich dotąd nie zawiodły i służą im jako niezbędny warunek rozumienia własnego świata.
Skądinąd wiemy, że człowiek nigdy nie jest przejrzysty dla samego siebie. Zawsze uczestniczymy w kulturze, którą zastajemy
jako w pewnym sensie gotową, odziedziczoną po przeszłych pokoleniach. W każdym razie sami nie stworzyliśmy większości narzędzi,
obyczajów czy w końcu języka, w którym możemy o tym wszystkim mówić. Kartezjuszowi marzył się ideał – każde zjawisko rozłożyć
na proste elementy tak, by móc je potem z powrotem poskładać, niczym modny w jego czasach cud techniki – zegar.
Społeczność ludzka zdaje się jednak przypominać bardziej organizm, skomplikowaną biocenozę, aniżeli mechanizm.
Zbiorowe gromadzenie doświadczeń – ludzki sposób zakorzenienia w świecie – jest procesem nieodwracalnym.
Jako pewną metaforę można odczytać to, co Cejrowski pisze o indiańskich ścieżkach, którymi iść można tylko w jedną stronę.
"Była to bardzo wyraźna ścieżka – szeroka i komfortowa – prawie jak dukt. Pod warunkiem, że człowiek nie próbował zawracać,
bo wtedy natychmiast robiła się wąska, dziwnie kręta, zarośnięta i bez przerwy się rozwidlała.
Gdy się nią odeszło odpowiednio daleko w las, wówczas w jedna stronę nadal była szeroka i komfortowa, w drugą zaś –
w kierunku wioski – znikała (...)"
"Ale Indianie wcale nie są przesądni (wbrew temu, co my o nich sądzimy). Owszem, wierzą w różne dziwne rzeczy,
ale są przy tym po swojemu racjonalni – wierzą tylko w to, co im się zdarza naprawdę. W to, co istnieje.
Dotykalne. Nigdy w wyssane z palca bujdy. Indianie to ludzie konkretni. Bardzo uduchowieni, ale jednak materialiści."
"Indianie nie kłamią. Potrafią barwnie opowiadać, koloryzować, ale nie kłamią.
Oni się boją kłamać! Powód jest prosty: kiedy coś zmyślisz i opowiesz na głos, to "coś" staje się realne – zostaje przywołane,
ze świata wyobraźni przechodzi do świata materii. (...) A skoro tak, to ja im wierzę. Także w Opowieści o roślinach umiejących
zabić człowieka." – s. 316-317
Wiele miejsca autor poświęca również indiańskiej magii.
Problem w tym, ze aby zostać czarownikiem, musisz się nauczyć tę moc przywoływać. (...) A ja jestem zwykły szaman.
Miewam Moc tylko, kiedy ona sam do mnie przyjdzie. Albo kiedy ktoś ja do mnie wyśle...
PS.
Ci, którzy chcieliby wydrzeć czarownikom ich magiczną moc, by zyskać szamańską władzę nad ludźmi dowiadują się,
jaką cenę trzeba za to zapłacić. Celibat owszem, ale radykalny – nie taki europejski, "cywilizowany" – na słowo honoru.
Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Stanisław Srokowski: Nienawiść, Warszawa 2006, wyd. Prószyński i S-ka
"Nienawiść" to zbiór przerażających opowiadań o mordach, jakie miały miejsce na kresach Rzeczypospolitej w latach 1941-45.
Ofiarami tych mordów byli Żydzi i Polacy od lat mieszkający na Kresach, którzy w tych wojennych latach nie stali się ofiarami
działań wojennych, ale lokalnych nacjonalistów ukraińskich.
Powodem zaś prześladowań nie były doznane krzywdy, ale wyłącznie odrębność religijna i narodowościowa.
Jeśli ich motywy zostały określone jako nienawiść, to nie była zwykła nienawiść, ale jad, jakim zatruła dusze oprawców
obłąkańcza ideologia, pozbawiając ich wszelkich hamulców moralnych, uczuć i wreszcie człowieczeństwa.
Lektura już wstrząsająca ze względu na niewyobrażalne okrucieństwa i kaźnie, a równocześnie obojętność
a nawet fascynację, jaką odczuwali wykonawcy tych zbrodni.
Uważam, że autor opisując te straszne wydarzenia chciał zachować pamięć o niewinnych ofiarach, ale też wskazał,
do czego mogą doprowadzić ludzi fobie i nietolerancja.
Przedstawione fakty na długo pozostaną w pamięci czytelnika; osoba wrażliwa długo nie będzie się mogła
z nich otrząsnąć – dlatego lekturę tę można polecić tylko czytelnikom dorosłym o silnych nerwach.
Stanisława Słopnicka Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Marcin Świetlicki: Dwanaście, Kraków 2006, wyd. EMG, www.trupypolskie.pl
Alejo Carpentier napisał kiedyś, że naprawdę dobra literatura zawsze opiera się na swojej własnej oryginalnej metafizyce.
Dobry pisarz, konstruując przestrzeń fikcji literackiej, zawsze odkrywa czy ustanawia pewien magiczny świat.
I wcale nie chodzi tutaj koniecznie o jakąś zadeklarowaną nierealność, dziwaczność czy przeładowane wizjonerstwo, lecz raczej o to,
że autor wprowadza czytelnika w rzeczywistość o odmiennych, by tak rzec, parametrach.
Powieść Marcina Świetlickiego zdaje się spełniać ten warunek. Nie będę streszczał jej akcji, ponieważ jest to poniekąd kryminał,
a informacja typu "kto zabił" odbiera smak lektury.
Są tacy, których ta książka oburza, i nawet się im nie dziwię. Sam nie polecałbym jej czytelnikom zbyt młodym,
ale z podobnych powodów, z jakich nie polecałbym nikomu przedwczesnej lektury Ulissesa.
Dwanaście Marcina Świetlickiego znajduje się jednak w wypożyczalni dla dorosłych i sądzę,
że to ustalenie zupełnie wystarczy, by temat oburzeń można było uznać za zamknięty.
Oto przed nami opowieść pełna komizmu i groteski, historia, której bohaterem jest pijak.
Ale Dwanaście nie jest książką o piciu, przynajmniej nie jest książką o tak zwanym dramacie alkoholika.
Jest to raczej dramat intelektualny, filozoficzny, wywodzący się w prostej linii z tradycji pisarstwa Gombrowicza.
Wszystko to, co w powieści Świetlickiego przedstawia się jako obsceniczne – z piciem na czele – należy traktować raczej
jako swoisty zbiór rekwizytów, choć swoją drogą obraz krakowskiego knajpianego światka, mimo że odrealniony, zdaje się
jak najbardziej trafny.
Jednak pijackie rozprzężenie umysłu, które cechuje protagonistę, jest tylko pretekstem, wybiegiem, metaforą.
Gdyby autor przyjął inną konwencję, równie dobrze mogłoby nam zostać opowiedziane, że bohaterowi wszystko się śniło, lub
że na przykład kosmici spreparowali mu mózg. I nawet nie w tym rzecz, że Mistrz po pijanemu
nie umie rozróżnić "rzeczy, które są" , "od rzeczy, których nie ma", lecz o jego zasadniczo odmienny – magiczny sposób patrzenia na
rzeczywistość. W umyśle bohatera bieżące doznania, sny, wspomnienia, przypadkowe sygnały docierające z ulicy
wydają się znajdować obok siebie, tak jak na obrazie barwne plamy leżą na jednej płaszyźnie płótna.
Następujące zdarzenia przedstawiają się Mistrzowi bardziej jako znaki, zapowiedzi dalszego ciągu narracji,
niż jako racjonalnie pojęte przyczyny i skutki.
Dodatkowo "realny" bieg wypadków splata się z manipulacją medianą. Dziennikarka telewizyjna realizuje program,
w którym przy okazji rozgrywa prywatną intrygę i prowokuje wydarzenia – tym razem już w pełni rzeczywiste.
Świat bohatera składa się z więc fenomenów stojących na jednym planie realności, które on sam interpretuje, jak gdyby rozkodowując
ukryty szyfr.
– Na jednej z ławek leżał Azjata. Mały, w czarnym garniturze i czerwonych szpilkach.
Był pijany, nie żył lub spał. Dziwność świata uderzyła Mistrza. Nie znajdował wyjaśnienia dla fenomenu Azjaty.
Jak też nie znajdował wytłumaczenia plakatu z Twardowską. Wyraz twarzy dziewczęcia był wyzywający.
Plakat nie oznaczał niczego konkretnego. No, chyba że będzie dalszy ciąg (...)
Ale gdzie leży granica i czy w ogóle istnieje granica między interpretacją właściwą, a nadinterpretacją?
Może każda interpretacja jest w pewnym sensie kreacją sensu? Kto pamięta Kosmos Gombrowicza, niech porówna powieszonego wróbla,
strzałki na suficie, etc. Można oczywiście powiedzieć, że bohater Gombrowicza był zwykłym paranoikiem, tak jak można się upierać,
że Don Kichot był tylko niegroźnym wariatem. Taka diagnoza psychologiczna jest trywialna i w ogóle zdaje się chybiać celu,
choć zapewne miałaby zastosowanie względem kogoś, kto chciałby się z bohaterami powieści prywatnie –
"empirycznie" utożsamiać. (Dzieło sztuki zawsze jest konstrukcją, nigdy zaś opowiadaniem plotek
czy też zbiorem praktycznych instrukcji... w co się bawić).
Umysł pijaka jest tylko symbolem sugerującym nam pewną hipotezę co do sposobu konstytuowania się rzeczywistości faktycznie przeżywanej.
To co patologiczne może nieraz stanowić bardzo dobry model. Takie podejrzenie, że zdarzenia z pozoru przypadkowe,
przedmioty trafem rozpoznane na tle innych, posiadają jakiś ukryty sens, nie od dziś wydaje się niepokojące i inspirujące.
I nie o to chodzi, że poza fikcją-interpretacją nie ma żadnej rzeczywistości, która byłaby obowiązująca.
Bohaterowie w końcu się bardzo boleśnie kaleczą w konfrontacji z ową rzeczywistością.
W książce Świetlickiego możemy odczytać sugestię, że człowiek taki już jest – trochę z Szekspira, a trochę z latynoskiej telenoweli,
jak gdyby rozpięty między jawą a snem, skazany na złudzenia i po prostu popełniający błędy.
(Jeszcze raz – młodzieży oraz tym wszystkim, którzy po przeczytaniu, dajmy na to,
Wyspy skarbów zaczynają kopać we własnym ogrodzie, książki zdecydowanie nie polecam.)
Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Hanna Krall Król kier znów na wylocie Świat Książki, Warszawa, 2006
Temat Holokaustu był już szereg razy inspiracją powieści, wspomnień i reportaży. Książka Hanny Krall zasługuje jednak na uwagę
z powodu ciekawego ujęcia tematu. Napisana jest bardzo lapidarnie, krótkimi zdaniami, ale bogatymi w treść. Zapis przeżyć bohaterki
bez czułostkowości, bez użalania się nad losem, ale może właśnie dlatego odzwierciedla doskonale tragizm czasów wojny i Holokaustu.
Wspomnienia zapamiętanych obrazów i przeżyć pozostaną z bohaterką na długo po wojnie, nie pozwolą zapomnieć ani w snach, ani na jawie,
aż do końca życia.
Bohaterka nie walczy, nie przeciwstawia się prześladowcom, niemal biernie i bezwolnie przyjmuje to co zsyła jej los.
Ma jednak wytyczony cel – odnalezienie i uwolnienie z obozu swojego męża – i wszystkie działania podporządkowuje temu celowi.
Kiedy po wyzwoleniu odnajduje męża w obozie, okazuje się, że jej udręczona psychika nie dopuszcza uczucia radości i właściwie nie
czuje nic, a przeżycia obojga małżonków stanowią zaporę pomiędzy nimi, uniemożliwiając im nawet wspólne życie.
Barbara Walkus Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Redliński Edward Telefernia Nowa Proza Polska, Świat Książki, Warszawa, 2006
Wbrew pozorom nie jest to łatwa książka i jej właściwe zrozumienie wymaga sporej erudycji.
Myślę, że takie zapewnienie powinno wystarczyć czytelnikowi za najlepszą rekomendację.
W powieści można się doszukać wielu wątków, które wiodą do ekspozycji pytań naprawdę zasadniczych.
Pewne partie tekstu wydają się celowo zbudowane z medialnych śmieci – z języka i wyobrażeń kultury masowej.
W tym sensie książka stanowi literacki "obraz" dzisiejszego świata. Na przykład autor wiele miejsca poświęca znanej teorii
R. Sheldrake'a – pasjonującej, jednak podanej w sposób przywodzący na myśl popularnonaukowe newsy, których odbiorca
nie musi traktować do końca poważnie. Dzięki temu może sobie "pofilozofować" ustami bohatera bez zachwiania równowagi całej kompozycji.
Na początku książki, gdy Redliński opisuje życie w aglomeracji, w jego tekście wyraźnie da się słyszeć
nuta prozy Białoszewskiego.
Czy współczesny człowiek jest uzależniony od mediów? Neurotycznie – kiedy nie potrafi się obejść bez gadającego pudła,
ale też przede wszystkim poznawczo, gdy się okazuje, że bez telewizji nie umie już ani samodzielnie myśleć, ani patrzeć na świat.
I nie chodzi tu wyłącznie o problem zamierzonej manipulacji – rzecz w tym, iż przekaz medialny taki już jest, że narzuca odbiorcy
gotowe wzory, które zastępują jego własną wyobraźnię.
Bohaterem książki Redlińskiego jest mężczyzna po czterdziestce, który próbuje na nowo ułożyć swoje życie.
Pyta siebie, kim jest, kim był do tej pory. Na ile jego życie - lęki i pragnienia były jego własnymi,
a na ile okazały się zlepkiem schematów narzuconych mu przez telewizję i film. Już nie książka, ale nowoczesne media stają się rekwizytem
służącym, by na nowo podjąć temat wzajemnego przenikania się rzeczywistości i fikcji. (Pamiętamy jak Don Kichot – bohater
wewnątrz świata fikcji literackiej odnajduje książkę opowiadającą o przygodach samego Don Kichota i na jej podstawie podejmuje decyzje
o swym dalszym postępowaniu. Don Kichot kocha Dulcyneę Toboso, której jak się okazuje właściwie nigdy nie widział, zaś o miłości
rycerskiej, jak i o tym, jak dama serca powinna wyglądać,wie z książek.) Nasz bohater kocha kobietę, za sprawą jej podobieństwa
do znanej aktorki, właściwie kocha swe wyobrażenie o aktorce, a nie rzeczywistą osobę.
I chyba tak już jest, że świat przeżywany dany jest nam zawsze jako tak czy inaczej opowiadana historia.
Pojawia się pytanie – kto jest jej autorem? Ten "fikcjonalny" sposób doświadczenia świata przez zwierciadło
(także to "chodzące po gościńcu"), dziś kawałek rozbitego lusterka, o którym pisze Redliński, w końcu przez kamerę okazuje się jedynym,
jaki możemy mieć. Wolno nam powtórzyć za dawnym poetą, że życie jest snem.
Ale czy nasze życie to za każdym razem nasz własny niepowtarzalny sen, czy też pochodzi on z jakiejś "fabryki snów",
jak portret Marilyn Monroe w multiplikacji A. Warhola.
- "Widzę właśnie nasze mieszkanie: pudełko zawieszone dwadzieścia metrów nad ziemią, dwa i pół metra wysokości,
czterdzieści sześć metrażu – w tym kubiku, w kręgu lampy. Pięć metrów w lewo – drugie światło – lampka nocna –
ktoś leży poziomo – czyta. To ja"
Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Laurent Gaudé Słońce Scortów Warszawa, W. A. B., 2005
Książkę Laurenta Gaudé Słońce Scortów brałem do ręki bez przekonania, doświadczony lekturą utworów nagrodzonych, epatujących czytelnika skandalami,
niechlujnym językiem – czasem zaczerpniętym z rynsztoka; ale zaintrygował mnie tytuł.
Już pierwsze strony oczarowują pięknem, sugestywnością i plastycznością języka, który pulsuje krótkimi zdaniami w chwilach
relacji wydarzeń i zaskakuje rozbudowaną, intelektualną frazą refleksji życiowych, społecznych, a nawet politycznych.
Poprzez animizacje autor czyni przyrodę jednym z czynników sprawczych losów ludzi: Kamienie krzyczały wydane na pastwę upału,
wyrok już zapadł, ziemia miała płonąć – gdy wypuszczony z więzienia jeździec, przemierza na osiołku to nieprzyjazne,
górzyste pustkowie w Apulii na południu Włoch – w czasie sjesty, gdy nikt nie wychyli nosa na ulicę.
Ta okoliczność okazała się przyjazna dla Luciana Mascalzone – znanego bandyty. W przeszłości bowiem kradł bydło,
napadał podróżnych, włamywał się do domów. W miasteczku Montepuccio spędził najlepsze chwile swego życia i poznał Filomenę Biscotti.
Marzył o niej długie lata więzienia: posiąść Filomenę i umrzeć. Partnerką Luciana w miłosnym spełnieniu okazała się jednak Immacolata
siostra Filomeny, bo ta nie doczekała powrotu adoratora.
Śmierć, o którą nie dbał, też go spotkała – z rąk fanatycznego tłumu mieszkańców, mimo że zostali rozpędzeni przez światłego proboszcza.
Owocem tego jednego aktu miłosnego był syn – pogrobowiec Rocco. Miejscowe dewotki chciały "zgasić dziecko", którego ojcem był
hultaj jak tłumaczyły proboszczowi, ale ksiądz don Giorgio znowu stanął w obronie życia, grzmiąc z ambony
O, bando bezbożników. Diabeł w was mieszka!. Rocco przejął jednak geny ojca i zaćmił go sławą, stając się prawdziwym rozbójnikiem i mafioso.
Zgromadził olbrzymi majątek. Chciał, by wszystkie okoliczności jego życia i kariery zostały okryte tajemnicą, stąd nawet
za żonę pojął Niemowę. Bogactwo zaczynało mu przynosić przychylność społeczną, ale zaskoczył wszystkich niespodziewaną decyzją.
Cały majątek przekazał Kościołowi na cele dobroczynne, chociaż miał z Niemową trójkę dzieci:
Dominica, Giuseppe i Carmelę. Montepuccio – o czym marzył, padło mu do stóp. Zapoczątkował nową tradycję rodziny,
którą jednym aktem wpędził w całkowitą biedę, kpiąc sobie z miejscowych "kmiotków". I tu nastąpiła metamorfoza.
Jego dzieci nie poszły śladami ojca. Podjęły trudy egzystencji, łącznie z modnym, choć nieudanym wyjazdem do Ameryki.
Wprawdzie w drodze powrotnej zarobili trochę pieniędzy dzięki gotowości świadczenia usług współpasażerom, ale nie to było najważniejsze.
W ekstremalnych warunkach bytowania rodziła się i cementowała więź rodzinna Scortów.
Bracia zrezygnowali z pobytu w Ameryce bo nie wpuszczono tam siostry.
Praca stawała się teraz czynnikiem ich awansu społecznego. Cała trójka założyła też rodziny.
Trzecie pokolenie Scortów zerwało z niechlubną tradycją antenatów. Do ich rodziny zdecydowali się wejść przedstawiciele klasy średniej –
Antonio i Maria. Ta rosnąca duma i poczucie godności znalazła wytłumaczenie w poetyckich sentencjach Domenica do przedstawiciela czwartego pokolenia:
Jesteśmy zrodzeni ze słońca, Eliaszu. Nosimy w sobie jego ciepło. Jest w owocach, brzoskwiniach. W oliwkach. W pomarańczach.
Żaden Scorta nie ucieknie przed słońcem Apulii.
Więź rodzinna i przywiązanie do miejsca urodzenia stały się najsilniejszymi atutami trwania, pracy i awansu.
Nawet przedstawicielka piątego pokolenia –s Anna, która po II wojnie światowej studiowała w Bolonii,
również zdecydowała się wrócić w te strony, bo jak stwierdziła: Nic nie nasyci Scortów. Osiągnięcia rodu ocenił także ksiądz
don Salvatore mówiąc Ludzie, tak jak oliwki w słońcu Montepuccio, są wieczni.
Autor nie buduje fabuły w porządku chronologicznym. Nieraz akcję przedstawia skrótowo, niemal lakonicznie,
by później wrócić do wcześniejszych wydarzeń w refleksjach, spowiedzi bohaterów itp. Nie brak też w tekście odniesień do wydarzeń politycznych: wojny w Hiszpanii (Antonio), II wojny światowej (przemyt i kontrabanda). Po wojnie Donato przewoził przez Adriatyk uciekinierów z Albanii, Chin i Nigerii: " Cały świat podróżował jego łodzią. Do jego łodzi wsiadało wiele kobiet". Samotnym dawał trochę pieniędzy. Myślał wtedy, " Młodzi ludzie będą się wynajmować do pracy, zginać grzbiet przy zbiorze pomidorów na wielkich plantacjach w Fogii. Będą pracować jak zwierzęta pociągowe".
Warto przeczytać tę książkę, jest mądra w treści i piękna w warstwie słownej.
Stanisław Bystrowicz Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Olga Tokarczuk Anna In w grobowcach świata Kraków, ZNAK, 2006
Choć prezentowana książka stanowi literacki majstersztyk, wiem, że ten typ
pisarstwa nie wszystkim musi się podobać. Wydaje się, że nie ma w tekście Olgi
Tokarczuk ani jednego wadliwego zdania, jednej fałszywej nuty. Znam jednak osoby,
dla których Anna In w grobowcach świata zawiera po prostu zbyt przejmującą,
zbyt straszną wizję śmierci i rozkładu. Tego punktu widzenia nie należy lekceważyć.
(pamiętajmy, że książki są dla ludzi, a nie ludzie dla książek).
Wiadomo, że aby ocenić wartość prozy trzeba spojrzeć na nią trochę tak,
jak się patrzy na abstrakcyjny obraz. Trzeba przede wszystkim skoncentrować uwagę
formie, kompozycji, zawieszając sąd na temat tego, co ewentualnie ów obraz przedstawia.
Zapewne Znajdą się też czytelnicy, którzy w powieści Olgi Tokarczuk będą gotowi
doszukiwać się wysublimowanych metafor, filozoficznych i teologicznych podtekstów.
Ten pozorny intelektualizm książki może ich zwieść. Świadome mieszanie motywów
gnostycznych, mitologicznych z elementami wyobraźni postnowoczesnej pozwala autorce
zbudować niezwykłą poetykę. To przede wszystkim mistrzostwo słowa nas zachwyca
w książce. W każdym razie przestrzegam przed podejmowaniem zbyt serio dyskusji
filozoficznej z tekstem, którą mógłby sprowokować choćby fragment:
Po co zmieniać, kiedy może być niezmienne. Skoro już narobiliśmy tyle złego,
zostawmy świat w spokoju. Słońce niech wschodzi raz dziennie i raz dziennie zachodzi.
To, co za dnia się ogrzewa, niech chłodzi się nocą.
Ziemia niech będzie niebieskim koralem, będzie sama sobie wystarczać,
wisieć w czerni, lśnić (...) bezruch jest łagodny, piękny i dostojny.
Trudno już znieść cierpienie zwierząt, po co nam jeszcze to stworzenie,
ta płaska biedna istota? (...) Nie tworzyć jest lepsze niż tworzyć
.
Oczywiście widzimy tu właściwe niektórym gnostykom pojmowanie świata jako chybionego
projektu bóstwa, które jest nieodpowiedzialne albo złe, manichejski manifest śmierci.
(Kto czytał choćby Chestertona o św. Tomaszu wie co mam na myśli).
Jednak ten intelektualizm stanowi zaledwie sztafaż i wydaje się elementem
wyrafinowanej gry, jaką autorka chce prowadzić z czytelnikiem.
W tym sensie Tokarczuk przypomina Umberto Eco, z jego słynnych wielkich powieści,
z tą różnicą, że historia Any Inn ... opowiadana jest na ponuro.
Zniszczę części mowy pomieszam języki Nie padnie żadne słowo, nikt nie będzie
w stanie ułożyć sensownego zdania. Będą co najwyżej powtarzać w nieskończoność
swoje nudne "Jestem" (...) wypiszą się wszystkie długopisy, kable uschną, rury
opustoszeją, zardzewieją kurki, (...) Spalą się celuloidowe klisze, zamilkną telefony,
oślepną ekrany. Nikt nie będzie przestrzegał ich praw, unieważnią się granice, zatrą
rozkłady jazdy i kursy dolara. Ludzi jednego dnia opuszcza miasto i zdziczeją
***
Piękny to program – i wskazuje mi rękami okna, które tutaj pełnią funkcję ekranów.
Widać tam ludzi brodzących w trawie wokół pięknych fontann, białe ich koszule
są niczym stokrotki, a niebo – błękitne i czyste, woda w rzekach słodka.
Niech bowiem istnienie będzie tak samo demokratycznie dystrybuowane jak inne dobra.
Dlatego od dzieciństwa każdy z mieszkańców miasta płaci składki na
swój przyszły żywot, wykupuje abonament (z niewielkimi zniżkami) na wieczność, czyli
do końca istnienia przedsiębiorstwa.
Czy zaskakuje wizja skanowania umysłu, który w postaci pliku informacji można przenieść do nieba lub piekła?
Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Anita Nair: Przedział dla pań
Powieść indyjskiej pisarki Anity Nair zatytułowana "Przedział dla pań"
trafiła do Polski w 2004 roku, a w 2005 została wydana przez "Świat Literacki"
w pięknym tłumaczeniu Hanny Pustuły.
Bohaterką powieści jest Akhila - 45-letnia samotna kobieta, która realizuje
marzenie swojego życia wsiadając do pociągu sama, bez opieki mężczyzny lub innych
członków rodziny, aby "usiąść plecami do świata z oczyma patrzącymi naprzód".
W realiach życia hinduskich kobiet jest to wyczyn bardzo ryzykowny i odważny.
To kobieta o typowej w Indiach mentalności, robiąca to, czego od niej oczekują,
a marząca o innym życiu.
W specjalnie dla pań przeznaczonym przedziale spotyka kilka kobiet,
które opowiadają historię własnego życia. Są to kobiety w różnym wieku,
z różnych warstw społecznych, życie każdej z nich mogłoby być przedmiotem
kolejnej powieści, a w omawianej książce jest jedynie fascynującym rozdziałem.
Panie jadące w tym przedziale łączy chęć ucieczki do świata wolności wymarzonej
i dokładnie wyobrażonej jako swoboda przestrzeni życiowej i wolności wyboru życiowych
decyzji.
Bardzo interesującym elementem powieści jest tło obyczajowe życia w Indiach
obejmujące kilka warstw społecznych: inteligencji, braminów i ludzi bardzo ubogich.
Książka po mistrzowsku opisuje specyfikę wrażliwości kobiet oraz odmiennego od męskiego
widzenia świata.
Moją uwagę zwróciło piękno i subtelność języka opisującego ludzkie uczucia
i namiętności, jak również świeżość i nieznane kulturze europejskiej
piękno metafor odnoszących się do sfery erotyki.
Każda strona tej książki jest niezwykłym spotkaniem ze światem obrzędów
i obyczajów, nie tylko opisywanych, ale i celebrowanych przez mieszkańców
dalekich Indii.
Piękna i romantyczna powieść nie tylko dla pań, jak może sugerować tytuł.
Urszula Rąpała Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Stefan Chwin: Dolina Radości
Powieść Stefana Chwina pt. "Dolina Radości" to pozycja oparta na
zdarzeniach historycznych, ale przedstawionych w sposób nietypowy.
Bohater powieści jest wychowanym w rodzinie niemieckiej,
adoptowanym dzieckiem niewiadomego pochodzenia, o charakterze słabym, niezrównoważonym,
bez ukształtowanych poglądów i o zachwianej psychice.
Równocześnie posiada rzadki zawód kosmetologa i niezwykłe zdolności wizażysty,
dzięki którym w pewnych okresach dobrze zarabia a później niejednokrotnie
ratuje własne życie, poprawiając i zmieniając wizerunki różnych osób i ważnych
osobistości.
Powieść jest skonstruowana w formie monologów będących zeznaniami oskarżonego
(bohatera powieści) lub przesłuchującego go oficera śledczego. O ile pierwsze
zeznania mają jeszcze cechy zdarzeń realnych (młodość, praca w teatrze),
to w miarę upływu lat i relacjonowanych zdarzeń historycznych i osobistych
przeżyć bohatera stają się najpierw mało prawdopodobne, później nieprawdopodobne,
a wreszcie przybierają formę fantazji i wizji człowieka chorego umysłowo.
Ta nierealność sytuacji jest chwilami denerwująca, ale stworzenie takiej postaci
pozwoliło autorowi umieścić akcję powieści w różnych miejscach ważnych dla Polski
i Europy, w okresie przed, w czasie i po II wojnie światowej oraz stworzyć sytuacje
oddające klimat tych lat. Akcja powieści jest dość szybka, przenosi się ustawicznie
w nowe miejsca, zawiera elementy kryminalne, ale też tragiczne epizody II wojny
światowej – obrona Poczty Gdańskiej, holokaust, bitwa pod Stalingradem. Przez
to może być ciekawa dla szerokiego kręgu czytelników.
Stanisława Słopnicka Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Wiesław Myśliwski: Traktat o łuskaniu fasoli, Znak, Kraków 2006.
Formuła powieści jest niecodzienna, gdyż jest to monolog starszego
mężczyzny w scenerii opuszczonego na sezon zimowy prywatnego
ośrodka wczasowego w ustronnym leśnym terenie. Akcja toczy się w ciągu
jednego wieczoru, podczas którego bohater, łuskając fasolę wraz z przygodnym
gościem, opowiada mu o sobie i swoim życiu.
Wspomnieniami sięga do czasów sprzed II wojny światowej, kiedy to urodził
się w rodzinie chłopskiej, realizującej swoje bytowanie przez ciężką pracę,
poszanowanie starszych i tradycji. Dzieci chłopskie dużo pracowały,
ale też uczyły się i bawiły, a jego dodatkowo pociągała muzyka
i chęć opanowania gry na jakimś instrumencie.
Gdy był jeszcze młodym chłopcem, wojna zabrała mu wszystko: dom,
rodzinę, dzieciństwo. Stało się to w momencie, gdy Niemcy w odwecie
za pomoc udzielaną partyzantom spacyfikowali całą wieś, mordując ludzi
i paląc ich dobytek. On jako jedyny ocalał cudem dzięki przypadkowi.
Różne przypadki kształtowały odtąd jego życie, i dzięki nim:
- przeżył wojnę, zdobył zawód, nauczył się grać na saksofonie,
- wyemigrował z kraju,
- poznał dobre i złe strony życia,
- spotkał Niemca, którego ojciec brał udział w pacyfikacji wsi, a jemu uratował życie,
- został zaproszony na wypoczynek w domku letniskowym, który jak się okazało, został wybudowany na terenie jego rodzinnej wsi,
- spotkał miłość, której nie potrafił sprostać,
- w wieku dojrzałym przeżył jeszcze jedną tragedię wywołaną chorobą, która uniemożliwiła mu grę na ukochanym instrumencie.
Opowiadając i przeżywając na nowo swoją drogę życiową stwierdził,
że te przypadki to jego przeznaczenie i los, którego nie sposób było
uniknąć, a także, że nie można uciec od swoich korzeni. Dlatego powrócił
w rodzinne strony, mimo tego, że jedynym śladem przeszłości okazały się
tylko ukryte w lesie groby pomordowanych w czasie wojny mieszkańców istniejącej
przed wojną wsi. Postanowił być opiekunem tych grobów, zachować resztkę pamięci
o przeszłości i być może odzyskać spokój na łonie natury.
Opowiadanie toczy się w sposób charakterystyczny dla starszych,
steranych życiem osób – z powtórkami sytuacji, przeskakiwaniem z tematu na temat,
przeplataniem teraźniejszości przeszłością, zadawaniem różnego rodzaju pytań,
rozważaniami nad różnymi sytuacjami życiowymi.
Śledzenie drogi życiowej bohatera jest trudne i wymaga "wsłuchania się"
w jego słowa i rozmyślania wraz z nim nad skomplikowaną naturą naszego istnienia.
Rozważane i podane w specyficzny sposób prawdy życiowe skłaniają czytelnika
do zastanowienia się również nad własnym życiem.
Książkę tę polecałabym osobom nieco starszym, które mają już jakieś
doświadczenie życiowe. Dla ludzi młodych, którzy lubią szybkie akcje
i obcują z całkowicie odmiennym językiem współczesnej literatury,
filmów i gier komputerowych może się okazać nużąca.
poleca Stanisława Słopnicka Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
Eustachy Rylski: Warunek, Świat Książki, Warszawa 2005.
Oto przed nami książka na wskroś współczesna,
która mimo to dzięki doskonałej stylizacji genialnie wprost oddaje
klimat minionej epoki. Bohaterami są polscy oficerowie podczas wyprawy
Napoleona na Rosję. Jest jesień. Żołnierze spędzają noc w opuszczonym
pałacu na przedpolach Moskwy. Rozdrażnieni hazardem i bezsennością błąkają
się po zrujnowanych komnatach. Z mroku wyłania się niepokój, a między ludźmi
zaczyna narastać konflikt.
W powieści Rylskiego wyraźnie słychać echo
conradowskiego Pojedynku. Charakterystyczna jest przytłaczająca
atmosfera nieuchronności – jakiejś międzyludzkiej klaustrofobii,
która przenika klimat całej powieści. Bohaterowie są osaczeni przez
siebie nawzajem – paradoksalnie uwięzieni na pustkowiu, jak rozbitkowie
na środku oceanu. Autor bardzo klarownie opisuje sylwetki postaci natomiast
jak gdyby z rozmysłem niejasno przedstawia motywy ich postępowania.
To co się wydarza przedstawia się więc bardziej jak wyrok losu, lub nawet
jako efekt ingerencji diabła (mowa jest o zapachu siarki!), niż jako skutek
w pełni świadomego działania ludzi.
Rylski skrupulatnie opisuje detale powierzchowności osób oraz miejsc,
przez co nadaje im tajemniczą, magiczną wręcz unikatowość. Rezygnuje
zarazem z definiowania bohaterów poprzez relacje ich przynależności
do wszystkiego, co wykracza poza sytuację – scenę dramatu, w którym
uczestniczą. (Kontekst polityczny pozostaje zatem wyraźnie w tle)
Hoszowski wydał mu się pokracznie krótki, odpychająco porcelanowy,
nietknięty niczym, żadnym zmęczeniem, zimnem. Słońce go nie ozłociło.
Był niewzruszenie blady, z odcieniem tłustej szarości. Jakby mijał się
z ruchem i powietrzem. Mimo służby spowijała go jakaś kancelaryjność. (...)
Żeby to było mieszczaństwo, myślał kapitan, półpańskość,
do diabła chłopskość nawet. Żeby coś znaczył,
do czegoś przynależał, miał jakiś adres, jakiś nurt.
Śmierdział nawet w sposób szwoleżerowi nieznany.
Coś poruszyło trawy. Sójka piórko postradała (...)
Podczas lektury Warunku nieuniknione wydają się tu
również skojarzenia z pisarstwem Witolda Gombrowicza czy twórczością filmową Romana Polańskiego.
Eustachy Rylski ur. 18 listopada 1944 w Nawojowej koło Nowego Sącza – prozaik,
dramaturg, scenarzysta. Za książkę Człowiek w cieniu (2004) został laureatem
Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza.
Paweł Nowicki Klub Czytelniczy "Nad Lipą"
|